Dziękuję Wam na wstępie za wiele ciepłych słów skierowanych pod moim adresem odnośnie ostatniego wpisu, dotyczącego mojego podboju Zamku w Czersku. Mała rzecz a cieszy. Czy było to coś wielkiego dla ludzi zdrowych – NIE. Czy było to coś wielkiego dla mnie i dla Was, chorych na RZS – TAK. To najlepiej uwidacznia różnicę między ludźmi zdrowymi a chorymi. Dziękuję jeszcze raz za słowa gratulacji i tego, że daje Wam to motywację do tego być coś robić. To się dla mnie najbardziej liczy i na tym mi zależy.
Będąc szczerym z Wami,wysiłek jaki włożyłem w tę rowerową wędrówkę. wyszedł mi trochę bokiem. Niemal cały następny tydzień chodziłem zmęczony, zdarzył się nawet krwotok z nosa, wynikający z osłabienia. Wniosek z tego taki, że 1,5 msc-a wystarczyło by zrobić 40 kilometrów, ale nie starczyło by zbudować formę, taką jak trzeba. No cóż, następnym razem będę przygotowywał się dokładniej, dłużej i lepiej. Wiem przynajmniej, że nic nie ma za darmo.
Nie zrażając się jednak osłabieniem, wybrałem się na kolejną wędrówkę, tym razem z moim dobrym kolegą i jego znajomymi. Pojechaliśmy do Baranowa Sandomierskiego, na weekendową wycieczkę. W ciągu 3 dni byliśmy w Baranowie Sandomierskim (mieszkaliśmy w zamku – czaaaad:D ), Opatowie, Krzyżtoporze i Sandomierzu. Piękna podróż, mimo iż w sobotę i niedzielę padało. Brzydka pogoda nie przeszkodziła jednak zwiedzić kompleksu parkowo-zamkowego w Baranowie (zwiedzanie zamku, komnaty tortur, okolicznych wystaw muzealnych), udać się na wycieczkę do Opatowa (zwiedzanie miasta, klasztoru św. Marcina – piękny kościół), pojechać na ruiny zamku w Krzyżtoporze (widok, zapierający dech w piersiach, zdjęcia poniżej) oraz zwiedzić Sandomierz (Bazylika katedralna z XIV w., Rynek starego Miasta, Brama Opatowska, okoliczne skwery i parki ).
Wyjazd był mega udany, choć po nim wróciłem totalnie wykończony. W poniedziałek w pracy ledwo co kontaktowałem, ale byłem mega zadowolony. Podczas wyjazdu po raz pierwszy udało mi się zagrać w golfa i powiem Wam, co jak co, gra w golfa to nie jest w cale taka prosta sprawa. Po 20 zamachach czułem jak moje ramię odpada a dłonie zaczynają nabrzmiewać. To był dramat, bo pierwsze 10-15 uderzeń ledwo co udało mi się wykonać. Nie mogłem trafić w piłkę!!! 😀 Kto próbował – wie co mam na myśli 🙂 Polecam każdemu kto może, ciekawe przeżycie.
Co do bieżących spraw, powiem Wam, że czuję się ostatnio dość kiepsko. Dłonie mi puchną i bolą, nogi również. Dziś (niedziela, 28.09) nawet czuję stawy biodrowe. Niestety bóle pojawiły się wraz z nastaniem jesieni, którą toleruję, ale czasem nie znoszę bo daje mi w kość. Dosłownie. Spadek temperatury spowodował, że co i raz czuję się jakbym był chory. Teraz narzekam – tak, bo nie lubię się kiepsko czuć. Mimo iż nie jestem ciepłolubny, to jesienne chłody nie należą do moich ulubionych.
Znowu trzeba zainwestować w witaminę C i pomarańcze, żeby jakieś cholerstwo mnie nie połamało. Wystarczy, że RZS zaczyna mnie łamać. Swoją drogą przyznam Wam się, że nienawidzę tego uczucia gorąca w stawach kolanowych, łokciowych i dłoni – doprowadza mnie to czasami do furii.
Z ogłoszeń parafialnych, przypominam, że 10 października w Instytucie Reumatologii odbywa się Światowy Dzień Reumatyzmu, a szczegółów na jego temat dowiecie się na stronie Instytutu (link). Jeśli dostanę urlop, to wpadnę do IR, by zdać Wam krótką relację co ciekawego było. W ubiegłym roku mnie akurat nie było, bo nie dostałem wolnego dnia. Swoją drogą hasło „Żyj lepiej – Starzej się pogodnie” wybitnie mi nie pasuje. Nie wiem kto go wymyślił. Ja tam nie czuję, żebym się starzał – jeszcze nie 😛
Co poza tym? Mimo, iż mam dużo planów to ostatnio jakoś ciężko mi idzie by się do czegokolwiek zebrać. A muszę porobić badania, ustawić się ze swoją Panią doktor na wizytę i ogarnąć jeszcze kilka spraw związanych ze zdrowiem. Poza tym, zbieram Wasze sugestie co do tego, co można robić w brzydkie, deszczowe, jesienne dni. Będę wdzięczny jak mi coś podsuniecie w komentarzach.:))
Witam,
ja również nie znoszę jesieni.. mimo tej pięknej gamy barw na drzewach i ostatnich pozytywnie nastrajających promieni słońca przebijających się przez gałęzie to zawsze wraz z jesienią przychodzi pogorszenie stanu zdrowia. RZS rozpościera swoje macki na cały organizm i pewnie rośnie z dumy, że znowu mnie złamał… I jeszcze te koleżanki infekcje, które mu ciągle pomagają rosnąć w siłę… Głupi katar z bólem gardła, bez temperatury, a już ciągnie się za mną 3 tydzień.. Zmienili mi leki, tzn. zmienili to może nie jest zbyt trafne określenie, bo nadal biorę Methotrexat, ale w postaci płynnej o nazwie METEX. Dzisiaj mam kolejny zastrzyk i jestem pełna nadziei, że w końcu zacznie działać, bo po odstawieniu sterydów mój stan zdrowia się ciągle pogarsza… Mam też wrażenie, że domownicy mają już dość mojej choroby, bo robię się przez ból zrzędliwa i niezadowolona. Wczoraj miałam dosłownie kryzys.. Dobrze, że moja mama zabrała moją 16 miesięczną córeczkę na troszkę do siebie, bo już nie dawałam rady. Nie jestem w stanie jej podnieść, a Ona ma teraz etap domagania się noszenia na rękach 🙁 To jest wspaniałe, bo się wtedy przytula, ale moje ręce bolą i są popuchnięte i po wieczornej pielęgnacji dzieciny już naprawdę nie daję rady jej nosić… a tu jeszcze sprzątanie po całym dniu i w ogóle… no i się wczoraj załamałam i się poryczałam… Aż powiem Wam, że mi ulżyło… wylałam ze łzami cały żal do siebie i do całej tej głupiej sytuacji..
Tak więc mamy jesień – i u większości nas nasilenia bólu, obrzęków i ogólnie złego samopoczucia… Dawniej, kiedy nie było Blanki (mojej córeczki), to takie brzydkie ponure dni wykorzystywałam na:
1) dobrą książkę – jeden dzień i po lekturze 🙂
2) spotkania ze znajomymi – zawsze wtedy starałam się zapomnieć o bólu i chorobie i powspominać stare dobre beztroskie czasy dzieciństwa 🙂 a jest co wspominać 🙂
3) sprzątanie i planowanie :), ponieważ lubię mieć zaplanowane za wczasu wydatki i wyprawy…
4) pieczenie ciast – od zawsze mnie relaksowało, zwłaszcza modyfikacje przepisów i pójście na żywioł z dodatkami 🙂
5) spacer z psem na pobliskie łąki – cisza, spokój i radosny futrzak biegający za ptakami 🙂 i obwąchujący każde wyższe źdźbło trawy.. (nawet deszcz mu nie straszny)
Na razie nic więcej nie przychodzi mi do głowy z tego, czym wypełniałam jesienne dni..
Pozdrawiam Wszystkich RZS-owców i życzę jak najwięcej pięknych bezbolesnych dni.
Tez bylam na Krzyżtoporze… w tym roku 🙂 mimo cierpienia na MTX (slabo sie czulam: cos pomiędzy „nie mam sily” i „zwymiotuje”, ale powiedziałam ze chce wysiasc z samochodu i isc. To ta chęć daje siłę czasem 🙂