Mróz, śnieg i poślizg

Spadł śnieg. W zasadzie nic wielkiego, a jednak. Biały puch, był długo w końcu przez nas wyczekiwany i na (nie)szczęście w końcu się pojawił. Zaatakował już w piątek, po południu, jednakże na dobre uderzył w sobotni wieczór. Akurat wtedy, kiedy ze swoją ukochaną mieliśmy jechać samochodem, na urodziny do mojej dobrej znajomej.

Niestety, z tego względu, że nie wymieniłem z rodzicielem opon na zimowe, zostałem totalnie pozbawiony środku transportu, którym mogłem udać się ze swoją dziewczyną, na wyznaczone miejsce. Już w momencie, gdy wyprowadzałem samochód z garażu, ślizgał się niesamowicie. Ledwo co było widać, bo opad się znacznie nasilił, pod śniegiem
była szklanka – zatem warunki „idealne” na wieczorną przejażdżkę. Niby odległość mała, bo ok. 10-12 km, jednakże droga dość wyboista, nierówna i miejscami niebezpieczna.

Postanowiliśmy spróbować wyjechać, ale już na początku, przy dołączaniu się do ruchu zarzuciło tył samochodu, tak, że ledwo opanowałem sytuację. Mój Skarb miał małego stracha, więc postanowiłem zrezygnować z dalszej przejażdżki, tym bardziej że ślizgałem się jak na łyżwach, jadąc prostą drogą. Strach pomyśleć co by było na zakrętach, których po drodze jest sporo. Na pierwszym zakręcie w pobliską uliczkę, zawróciliśmy i pojechaliśmy do domu. Gdy wjeżdżałem przez bramę, znowu mnie zarzuciło i myślałem, że uderzę błotnikiem w słupek, ale na szczęście sytuacja została w porę opanowana.

Powrót do domu – była to jednak bardzo dobra decyzja. Mimo, zawodu znajomej. W sumie to jej się nie dziwię, choć z drugiej strony cieszę się, że zostaliśmy w domu. Nic złego nikomu się nie stało, a okazja do świętowania i wspólnego spotkania zawsze się znajdzie. Nie ma co ryzykować. Po tym, jak schowałem samochód do garażu, zadzwoniłem do niej, przepraszając i opisując całą sytuację. Mimo, że nie była zbytnio zachwycona, to wydaje się że zrozumiała nasze położenie. Postanowiliśmy umówić się na inny dzień.

Co działo się w ciągu ostatnich kilku dni? W zasadzie nic szczególnego. Ostatnio dają mi dość mocno popalić stawy, ale to chyba ze względu na zmianę pogody. W sobotę rwało mnie ramię a wczoraj dołączył do niego staw biodrowy (też prawa strona) i palce prawej dłoni. Nie puchną, ale bolą. Poza tym co i raz przechodzą mnie dreszcze, ale nie sądzę bym miał się przeziębić. Zażyłem już witaminę C i multiwitaminę. Wsuwam mandarynki, aż miło (jeden z moich ulubionych owoców) i jakoś daję, póki co, radę.

Co do tłumaczenia artykułu, zamieszczę go jutro. Przepraszam Was, że to tak długo się schodzi, ale ostatnio wszystko robię wolniej. Jestem mocno ospały, przez źle przesypiane noce. Dodatkowo, biorąc jednocześnie Salazopirynę i Methotrexat, trochę się otępiłem w niedzielę i trudno mi było cokolwiek konstruktywnego zrobić. Cały dzień praktycznie przespałem, z moją Niunią. Ona, tak samo jak ja, mimo iż jest zdrowa, też była rozleniwiona, ospała i nie do życia. Obydwoje zagrzebaliśmy się w łóżku i drzemaliśmy pół dnia. Czasami, w szczególności w dni takie jak wczorajszy, mam wrażenie że bliżej nam ewolucyjnie do niedźwiedzi niż do małp:))