Żyję:-)…

Witajcie po dość długiej, przyznam nieoczekiwanej przerwie, spowodowanej głównie faktem, iż w ostatnim tygodniu byłem mocno zapracowany i bardzo kiepsko się czułem. Wracałem do domu około godziny 19:00 i padałem na twarz, nie mając siły na nic. Kompletnie na nic. Za to oczywiście Was przepraszam, postaram się by okres „ciszy” nie przekraczał 3-4 dni. Oczywiście będę się starał redagować bloga częściej, jednakże sami wiecie jak czasami trudno znaleźć w dziennym harmonogramie godzinę na cokolwiek. Człowiek jest zalatany i sam czasami już nie wie, jaki jest dzień tygodnia. W ostatni czwartek spodziewałem się piątku – a tu niespodzianka…czwartek:)).

No, ale tak to właśnie jest jak człowiek ma kilkanaście spraw do załatwienia i do tego dochodzą mu jeszcze problemy zdrowotne. Co konkretnie, mam na myśli, mówiąc o problemach zdrowotnych? Moje dłonie. Coraz mocniej i mocniej dają mi się we znaki. Nie dalej jak w piątek bolały mnie tak mocno, że aż mnie piekły. Oczywiście były mocno rozgrzane i zaczerwienione, jakbym się poparzył. Myślę, że to na skutek…ocieplenia. Tak, ocieplenia. Możecie przecierać oczy ze zdziwienia, ale nie tylko ja wówczas cierpiałem. Moja dobra znajoma, która także choruje na RZS, a z którą wieczorem rozmawiałem, także była cała obolała. Myślę, że coś po prostu było w powietrzu, bo nie sądzę by był to tylko zbieg okoliczności.

Poza tym, nie mam chyba powodów by narzekać. Najgorszy był dla mnie piątek. Bolało mnie dosłownie wszystko. Dłonie, barki, łokcie, kolana a nawet stawy biodrowe. Coś nieprawdopodobnego. Wieku 26 lat (jeszcze:P) czułem się jakbym był zdrowo po 60-tce (nie obrażając nikogo w tym wieku). Próbując się podnieść z krzesełka – skrzypiałem. Jak siadałem do znowuż odzywały mi się stawy kolanowe. A jak próbowałem zrobić sobie wodę na herbatę, to musiałem sobie pomagać drugą ręką bo prawa nie była w stanie przytrzymać czajnika z wodą. Z tego wszystkiego po prostu się śmiałem. Nie była to jednak oznaka świetnego samopoczucia czy szampańskiego humoru. Był to śmiech z poczucia bezradności. Na nic w tej chorobie nie mam tak naprawdę wpływu. Gdy mam zaostrzenie to nie ma siły na to by w jakikolwiek sposób sobie na tyle dać radę by ból i wszystkie związane z nim niedogodności wyeliminować w jednej chwili.

Powoli zauważyłem u siebie zmiany, bo kiedyś bym jeszcze wariował z wściekłości, ale ostatnio przyjąłem to z dziwnym spokojem. Może po prostu zaczynam przyzwyczajać się do tego, że czasem na pewne sytuacje po prostu nie mam wpływu? Bardzo możliwe. Generalnie jestem typem człowieka, który lubi mieć kontrolę nad swoim życiem, jednak w piątek byłem jak małe bezbronne dziecko, pogodzone z faktem, że nie dostanie swojej ulubionej zabawki (w moim wypadku: dobrego samopoczucia).

Z tego wszystkiego, w sobotę nie wziąłem MTX bo postanowiłem nieco się rozluźnić i odreagować. Z moją ukochaną wybraliśmy się na przedwalentynkowy wypad do kina na film „Big Love”. Potem natomiast, wracając do domu, kupiliśmy butelkę białego wina i wypiliśmy, zapominając o wszystkich problemach i ciesząc się tym, że po prostu jesteśmy ze sobą. W niedzielę przyjąłem zaległą dawkę chemii i wszystko było tak jak trzeba. To wino we dwoje, chodziło już za mną od pewnego czasu i cieszę się, że w końcu doszło do skutku.

Dzisiaj niestety szara rzeczywistość dała o sobie dość mocno znać. Najpierw w pracy a potem po pracy. Moja ukochana zadzwoniła, że jest razem ze swoim bratem w szpitalu, ponieważ bardzo źle się poczuł. Pojechali do jednego z warszawskich szpitali, na ostry dyżur. Przy okazji dowiedziałem się o tym, w jak bardzo chorej rzeczywistości żyję. Czy wiecie, że aby dostać się na badania i konsultacje z lekarzem na ostrym dyżurze, wymagane jest od lekarza internisty skierowanie? Ja w dalszym ciągu nie mogę wyjść z szoku. Przez 4 godziny obydwoje czekali aż ktoś w końcu się nimi zajmie. Po tym, jak ok 18:30 weszli do lekarza zrobić badania, to na ich wyniki będą czekali do 6 godzin!.Do 6 godzin, moi mili, zajmuje naszym specjalistom na ostrym dyżurze, zdiagnozowanie chorej osoby. A gdy okazało się, że brat mojej dziewczyny nie ma stanu przedzawałowego (skarżył się na duszności, ból w klatce
piersiowej, brak koordynacji ruchowej itp.) dostał po głowie tekstem „dlaczego Pan zajmuje miejsce osobom, które potrzebują faktycznej opieki?!”.

Po prostu ręce opadają. Gdy dodać do tego to wszystko co się ostatnio stało z refundacją leków i np. leczeniem małych pacjentów chorych na MiZS (Młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów) to szlag człowieka trafia. Wybaczcie, proszę, ten nagły poryw emocji, ale krew mnie zalewa gdy dowiaduje się o takiej sytuacji. Tym bardziej, że dotyka to bliskie mi osoby.

Z radośniejszych rzeczy, powoli przygotowuje dla Was, drodzy Czytelnicy, małą niespodziankę. Jaka to niespodzianka, już niedługo się dowiecie. W tym tygodniu, pojawi się także nowy, przetłumaczony, artykuł na temat RZS. Tymczasem życzę Wam dużo zdrowia w tej chorej pogmatwanej rzeczywistości. Ktoś bardzo mądrze powiedział kiedyś, że trzeba mieć dużo zdrowia i siły by chorować w naszym kraju.