Wsparcie w RZS jest na wagę złota

Cześć,

dzisiejszy wpis jest podyktowany tym, że dokładnie dzisiaj mijają 2 tygodnie od zabiegu synowektomii izotopowej, który przechodziłem. Co mogę Wam przekazać po 2 tygodniach czasu?

Po pierwsze: zmniejszyły się stany zapalne w prawej ręce i obrzęk błony maziowej. Bolała mnie ona może z 2-3 razy od tamtego czasu. I były to bóle a nie opuchlizny – krótkotrwałe i mało dające się we znaki. Nie można ich nawet porównać z tym co było 2 tygodnie temu. Nie wpadam w samozachwyt –  czekam jak się dalej sprawa rozwinie.

Po drugie: w ciągu 4 pierwszych dni po zabiegu przekonałem się jak ważne w tej chorobie jest wsparcie najbliższych. Przez głowę nigdy by mi nie przeszło, że człowiek pozbawiony jednej dłoni może mieć takie problemy z normalnym funkcjonowaniem.

Jestem osobą praworęczną, więc siłą rzeczy przez 4 dni byłem zdany tylko na posługiwanie się lewą ręką. Mycie się, czyszczenie butów, ubieranie się (np. w dżinsy, koszule z guzikami), robienie sobie kanapek (krojenie chleba, smarowanie kromek masłem, otwieranie słoików), jazda autobusem (narażenie na uraz w wyniku tłoku w busie) nie były proste. Wszystko musiałem robić lewą ręką – i otworzyło mi to oczy, na to jak bardzo jestem uzależniony od sprawności mojej prawicy. Jedni powiedzą – raptem 4 dni był „bez ręki” a tak narzeka. Nie oto chodzi. 4 dni minęły – dałem radę, żyję dalej i nie robię z tego wielkiej tragedii. Chodzi o to, że póki wszystko u nas działa jak trzeba, nie zwracamy na to uwagi. Kiedy wszystko jest jak trzeba nie doceniamy roli naszych najbliższych.

Pisałem o tym kiedyś, w jednym z wpisów, dotyczących zmian jakie ze sobą niesie chorowanie na RZS. W takich chwilach jak ta, człowiek docenia to, co mu na chwilę zostaje odebrane. Druga sprawa, zaczyna doceniać fakt, że blisko siebie ma ludzi, którzy chcą mu pomóc. Ja mam duże szczęście, bo mam kochających rodziców i kilku przyjaciół, za których dziękuję temu tam na górze! Wiem, że mogę na nich liczyć. Wiem, że nie jestem dla nich obojętny. Wiem też, że gdyby zaszła tylko potrzeba ja również zrobiłbym wszystko, by im pomóc.

Radość przynoszą najmniejsze nawet oznaki zainteresowania. Głupi SMS od kumpla o treści „Stary, niczego Ci nie potrzeba?” – i ma się uśmiech od ucha do ucha, bo ktoś o Was pamięta. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie też koleżanka, z którą na co dzień nie mam kontaktu. Zadzwoniła i zaproponowała swoje towarzystwo w trakcie zabiegu – bezcenne (Dziękuję Ci raz jeszcze). Takich zachowań moich znajomych było kilka – i dosadnie mówiąc – cholernie mnie podbudowały.

Doceniajcie ludzi za to, że są. Nie ma większego skarbu od bezinteresownej chęci pomocy, proponowanej nam przez innych.

Z innej beczki, od 3 dni siedzę w domu, bo się rozchorowałem. Mam infekcję wirusową, której najprawdopodobniej nabawiłem się w pracy przez mało roztropnego kolegę, który chodził po firmie będąc chorym. Jestem na L4 i leżę w domu, pod kołdrą. Najgorsza była wczorajsza noc – myślałem, że wypluję gardło. Od kaszlu bolały mnie mięśnie brzucha i podbrzusze. Dziś jest już lepiej. Temperatura spadła, mniej kaszlę. Co ciekawe leczę, się standardowymi lekami, bez recepty, bo lekarz nie dał mi antybiotyku. Może nawet i lepiej. Na noc piłem mleko z miodem. W ciągu dnia herbatę z sokiem malinowym i cytryną. Szprycuję się lekami z salicylamidem, rutozydem i kwasem askorbowym (wit. C).  Brzmi to jak szamanizm, ale jak widać jest skuteczne.

Po cichu liczę, że w weekend będę na chodzie, bo nie mogę już wyleżeć w tym łóżku. Nudzę się:))

W przyszłym tygodniu, na blogu pojawi się relacja z zabiegów rehabilitacyjnych. Koleżanka, która również choruje na RZS, zgodziła się, aby opisać swój 3 – tygodniowy pobyt w Instytucie Reumatologii. Jej relacja m.in. zawiera opis drogi jaką przeszła o to, aby dostać się do IR na rehabilitację. Z tego miejsca chciałbym jej bardzo za to podziękować i życzyć jak najlepszych efektów po rehabilitacji (trzymam kciuki).