Witaj 2022 roku!

Styczeń zaczął się całkiem ciekawie. Początek roku to wizyta w Ośrodku Terapii Biologicznej i dochodzenie do siebie po infekcji COVID-19. Póki co większość spraw układa się całkiem nieźle i mam nadzieję, że ten rok minie mi i moim bliskim pod znakiem zdrowia i wszelkiej pomyślności… Jednak jak mawia klasyk „to się jeszcze zobaczy” 😉

Sylwestra spędziłem tylko ze swoją partnerką. Dobre jedzenie, kameralna atmosfera, Netflix. Niespecjalnie chciało nam się gdziekolwiek wychodzić, tym bardziej po covidowych przygodach przed świętami. Zarówno ona, jak i ja dochodziliśmy jeszcze do siebie i chcieliśmy ten czas spędzić tylko ze sobą.

Druga wizyta w OTB

10 stycznia miałem drugą wizytę w Ośrodku Terapii Biologicznej. Tak jak Was informowałem na moim Facebooku, chciałem trzy dni wcześniej (w piątek – 7 stycznia) na spokojnie zrobić wymagane badania i w poniedziałek przyjść tylko na wizytę kontrolną i odbiór leków. Niestety, to się nie udało. Głównym winowajcą był Instytut Reumatologii, który nie poinformował o tym, że robi sobie długi weekend. Ani na stronie www, ani w mediach społecznościowych nie było żadnej wzmianki na ten temat.

Komunikacja w Instytucie Reumatologii leży

Przeświadczony o tym, że załatwię badania w piątek, pojechałem jak głupi o 7:30 nad ranem i… pocałowałem klamkę. Wszystko było zamknięte na 4 spusty. Na drzwiach do poradni zero informacji o tym, że 7 stycznia wszyscy mają wolne. Dopiero w siedzibie głównej Instytutu, na szybie rejestracji widniał napis, że „W dniu 07.01.22 rejestracja nieczynna!„. Najlepiej poinformowaną osobą był… ochroniarz, który powiedział mi o tym, że cała placówka w tym dniu nie pracuje.

Nie mam nic do tego, że Instytut zrobił sobie długi weekend. Ludzie potrzebują odpocząć i się odstresować. Taka sytuacja tego dnia dotyczyła pewnie z 70-80% firm i instytucji w kraju. Mój zarzut dotyczy tego, że nikt o tym pacjentów wcześniej nie poinformował.

Wkurza mnie ten fakt, ponieważ jako osoba, która co miesiąc płaci składkę zdrowotną na NFZ, powinienem być poinformowany o tym, kiedy instytucja na którą łożę kasę nie świadczy swoich usług. Wystarczyło zrobić krótki wpis na kanałach społecznościowych i stronie www. To ok. 15 minut roboty. Serio, serio.

Co się burzysz Rezek, mogłeś przecież zadzwonić!” – ktoś z Was zaraz powie. Owszem, mogłem zadzwonić. Problem tylko w tym, że w Instytucie nikt nie odbiera telefonów. Najlepszym przykładem jest chociażby poniższa opinia, którą zamieścił jeden z pacjentów. I żeby nie było – to nie jedyny taki wpis w kontekście prób dodzwonienia się do tej placówki medycznej. I tak… wielokrotnie w różnych sprawach dzwoniłem do Instytutu. Tym niemniej w tym przypadku „dzwonić” a „dodzwonić się” to dwie różne sprawy.

I znowu, żeby nie było… w Instytucie pracują świetni lekarze i cudowne pielęgniarki. Poziom usług jest na całkiem niezłym poziomie. Sam szpital posiada naprawdę dobre warunki do podejmowania pacjentów – wiem, bo w ubiegłym roku sam leżałem w nim podczas diagnostyki i kwalifikacji do leczenia biologicznego. Dużym problemem jest tu jednak organizacja i komunikacja, skierowana do pacjentów. Żyjemy w XXI wieku, gdzie na porządku dziennym są: automatyczne komunikaty telefoniczne; SMS-y z powiadomieniami o wizycie i prośbami o potwierdzenie swojej obecności; livechaty na stronach internetowych pozwalające bezpośrednio skontaktować się z obsługą klienta/pacjenta czy chociażby wspomniane kanały, takie jak media społecznościowe.

Tu naprawdę nie trzeba posiadać wielkiej wyobraźni, by wprowadzić zmiany, które ułatwią życie 80-90% pacjentów i spowodują, że Ci nie będą się irytować i postrzegać Instytutu jak placówki, w której PRL-em wali na kilometr. Fajnie by ktoś to w końcu zauważył.

Polacy lubią się kłócić

Druga rzecz to problem organizacyjny. W poniedziałek, 10 stycznia przyjechałem do przychodni ok. godziny 7:50. Specjalnie byłem wcześniej, aby ogarnąć wspomniane badania z krwi, które są obowiązkowe na wizytach kontrolnych w OTB. Gdy wszedłem do przychodni pierwszym zaskoczeniem była zmiana miejsca laboratorium, w którym pobierano krew. Przeniesiono je bez żadnej informacji do innego budynku. Gdy już je znalazłem, to spotkało mnie kolejne zaskoczenie czyli tabun ludzi (ok. 20-25 osób) gnieżdżących się w wąskim korytarzu (dystans społeczny? tiaaaaa….).

Co i raz słychać było podniesione głosy osób, które kłóciły się o swoje miejsce w kolejce. Najlepsze było to, że w tym całym ambarasie chodziło o temat pierwszeństwa osób, mających danego dnia wizytę w OTB.

Musicie bowiem wiedzieć, że jeśli jako pacjent, macie danego dnia kontrolę w OTB, to jesteście ściśle ograniczeni czasowo. OTB przyjmuje pacjentów i wydaje leki do godz. 13:00. Tym samym, jeśli nie macie badań (które są na wizycie wymagane), to musicie je zrobić najpóźniej do godz. 9:30, aby Instytut mógł przesłać próbkę do laboratorium, wyrobić się z analizą a następnie przesłać wyniki do przychodni.

Oczywiście inni pacjenci mieli to głęboko w dupie, bo „ja byłam przed Panią w kolejce!„; „Pani tu nie stała!„; „Pan nie wejdzie, bo ja czekam od godziny na swoją kolej„; „nikt nie będzie lepiej traktowany, każdy czeka na swoją kolej!„; „ja też mogę powiedzieć, że mam wizytę u lekarza dzisiaj” i mógłbym tak jeszcze dalej lecieć tekstami, które się pojawiały. Atmosfera była naprawdę gęsta i można było ją ciąć nożem na kawałki.

Najlepsze w tym wszystkim było to, że pacjenci nie wiedzieli o wspomnianej zasadzie pierwszeństwa. Nikt nikomu o tym nie powiedział. Nigdzie nie widniała żadna informacja. Stąd było mega zamieszanie, które jak dowiedziałem się z kilku źródeł, pojawia się w Instytucie dość często, gdy jest więcej ludzi.

Leczenie powoli zaczęło działać

Na szczęście, mi udało się wejść ok. 9:00 i ze wszystkim się wyrobiłem. Na wyniki badań czekałem 2,5h. W samo południe zostałem zaproszony do pokoju przez dwie miłe panie lekarki, które przeprowadziły wywiad, przebadały mnie i wydały rekomendacje. Jak się okazało, po ponad 6 miesiącach przyjmowania baricytynibu, leczenie zaczęło w końcu przynosić pewne efekty. Niezbyt spektakularne, jednakże poprawa jest odczuwalna.

Same wyniki badań prezentuje Wam poniżej. Jak na dwa tygodnie po przebyciu koronawirusa są one zaskakująco dobre ( brak anemii, CRP – 5, OB – 6, DAS 28 – 1,7). Pojawiła się co prawda niewielka nadpłytkowość, ale z tego co wiem, to nic czego powinienem się obawiać. Cała wizyta trwała z 15 minut. Po wszystkim pozostało mi tylko odebrać przepisane leki. Kolejną wizytę mam wyznaczoną na drugą połowę kwietnia.

Obecnie ogólnie czuję się całkiem spoko. Ból cały czas jest, ale nie taki aby utrudniał mi codzienne funkcjonowanie. Udało mi się również doprowadzić swoje oczy do porządku. Pozbyłem się światłowstrętu i przekrwień, choć w dalszym ciągu korzystam z przepisanych żeli, maści i kropel, które są naprawdę świetne.

Ze swojej strony, dzięki lepszemu samopoczuciu, powróciłem również do spacerowania. Mogę się pochwalić, że w ciągu ostatnich trzech tygodni udało mi się zrobić 9 treningów i pokonać pieszo 37 km. Nie ukrywam, że łażenie bardzo pomaga mi w poprawie kondycji i higienie psychicznej (aktywność fizyczna powoduje wytwarzanie endorfin!). To również czas, kiedy mogę z własnymi myślami być sam na sam. Każdemu kto może, gorąco polecam bycie aktywnym. To na serio bardzo pomaga w radzeniu sobie z RZS-em i innymi chorobami reumatycznymi.

Dużo zdrówka dla Was wszystkich! Niech moc będzie z Wami!

Oceń mój wpis. Pomóż mi pisać lepiej SłabyPrzeciętnyŚredniCiekawyBardzo ciekawy (9 oddanych głosów. Średnia ocena: 4,11 )

Loading...