Tydzień z głowy

Działo się dzisiaj kochani, oj działo. Cały dzień komunijny. Moja chrześnica odgrywała tutaj główną rolę. Dzisiejszy dzień rozpoczął się o godzinie 7:00. Biorąc pod uwagę fakt, że spałem raptem 4h to i tak nieźle się jeszcze trzymam. Wróciliśmy z rodziną po 19:00 do domu. Co prawda, deficyt snu dał się we znaki moim stawom (kciuk i kolano spuchnięte), ale to jeszcze nie tragedia. 3h temu wziąłem MTX i zaczyna mnie powolutku mulić. Czuję jak głowa staje się ciężka a powieki z ołowiu. Coraz trudniej mi się na czymkolwiek skupić i najchętniej po prostu bym się położył spać. Jednakże wiem, że nie usnę bo…taki już mój urok.

Położyłbym się, powiercił, gapił na sufit a snu jakby nie było, tak by nie było. Ale, wracając do komunii, powiem Wam szczerze, że od czasu gdy ja miałem komunię dość sporo zmieniło się w kościele. Przede wszystkim dziwnie opustoszał. Dzieci mało, ale za to nadrabiali to rodzice, którzy dzisiaj odkryli swoje drugie powołanie – jako fotografowie. Mimo, iż byli do tego wynajęci ludzie z agencji fotograficznej, to mimo wszystko po obydwu stronach nawy głównej tłoczyli się w bezładnym tłumie bliscy dzieci, starając zrobić im jak najlepsze zdjęcie. Typowa rewia mody. Flesze, piękne kiecki a czasem nawet i pokaźne prezenty w kościele (najwidoczniej komuś się bardzo spieszyło z ich wręczaniem). Myślałem, że krew mnie zaleje jak to widziałem.

Co do mojego zdrówka, to ostatnimi czasy jest całkiem dobrze. Nieliczne opuchlizny, brak obrzęków, żadnych krwotoków. Jedyne na co mogę narzekać to zmęczenie, które towarzyszy mi przez ostatnie kilka dni… i bezsenność. W sobotę byłem z moją ukochaną na spacerze, mimo deszczowej, pochmurnej pogody. Połaziliśmy trochę po warszawskiej starówce i okolicznych uliczkach a następnie zagrzebaliśmy się w domku i oglądaliśmy filmy. W czwartek z kolei zaliczyliśmy jeden ze skwerów. Akurat trafiliśmy na idealną pogodę. Piękne słoneczko, 24st. C w słońcu, lekki wiaterek, innymi słowy cud, miód i orzeszki. Połaziliśmy, pogrzaliśmy się i nawet, napisze Wam w  sekrecie :-), że troszeńkę się opaliłem. Może to nie jest brazylijska opalenizna, ale nie jestem już taki blady jak byłem.

Poza tym, wszystko kręci się tak samo. W moim życiu jest lekki zastój, ale mam nadzieję że wraz z przyjściem lata, coś się w końcu ruszy. 19/20 maja wybieram się z moją ukochaną na Noc Muzeów. W ubiegłym roku udało nam się zaliczyć tylko trzy, ale mam nadzieję, że w tej edycji pobijemy ten rekord :-). Może przy okazji załapiemy się na jakiś koncert w czasie juwenaliów – byłoby miło :-). Zawsze to miła forma spędzenia czasu, w którym człowiek może się zawsze dowiedzieć czegoś ciekawego. Takie są plany. Co z nich wyjdzie – cholera wie. Mam nadzieję jednak, że wszystko dojdzie do skutku, a ja będę mógł Wam zdać z tego relację. 🙂

Ostatnio, na moim profilu facebookowym wyczaiłem dość ciekawy artykuł nt. tzw. toksycznych znajomości i ich wpływu na zdrowie człowieka. W skrócie chodzi o to, jak nieodpowiednie towarzystwo może wpływać na to jak się czujemy (uwaga! chodzi o ogół ludzi a nie tylko osoby chorujące na RZS). Jeżeli macie ochotę to Wam go przetłumaczę i w ciągu 48h wrzucę na stronę. Jeśli pojawi się pod tym wpisem 5 komentarzy na tak to artykuł zamieszczam we wtorek :-). Muszę Was trochę zaktywizować, bo inaczej pomyślę, że nikt już nie czyta mojego bloga:-) Taka cisza… czytacie mnie jeszcze w ogóle? 😛