RZS w wynikach badań oraz podboje kulinarne

RZS jest wredną chorobą. Reumatycy wiedzą co mam na myśli 🙂 Nie dość tego, że jest wredny to do tego strasznie konsekwentny. W szczególności u pacjentów walczących z cięższą odmianą reumatoidalnego zapalenia stawów.

Ja, póki co, nie mam na co narzekać. 11 lat i raptem deformacje dłoni, które i tak pozwalają mi na pracę przy komputerze i w miarę normalne funkcjonowanie. Jestem farciarzem, za co dziękuję nie tylko losowi ale i temu tam, na górze.

Ostatnio robiłem sobie badania /ponownie/ krwi i moczu. Było to spowodowane faktem, że pojawił mi się przykurcz w lewej dłoni, który mnie bardzo zmartwił. Koleżanka z pracy(nie wie, że choruje) , po moim opisie, wywnioskowała cieśń nadgarstka. Jej tato miał tę przypadłość i przeszedł zabieg chirurgiczny. Rekonwalescencja trwała podobno ok 4 miesięcy zanim mógł cokolwiek zrobić operowaną dłonią. Ponieważ staram się dbać o siebie, to czym prędzej poleciałem do swojej lekarz pierwszego kontaktu, która zleciła mi badania. Rzecz jasna, nie było tam większości mierników RZS, ale nawet ogólne badania dają mi cenne informacje.

Moje badania wyglądają następująco:

Czynnik Badania z dnia Norma
18.01.2013 17.05.2013

Leukocyty 5 5,1 4 – 10
Erytrocyty 4,54 4,6 4,2 – 6
Hemoglobina 13,8 14 14 – 18
Hematokryt 40,3 42 40 – 54
Płytki krwi 242 256 140 – 440
Neutrofile 2,7 2,46 2,50 – 7,00
Limfocyty 1,6 1,73 1 – 3,5
Kreatynina 0,9 0,7 – 1,2
Kwas moczowy 4,6 4,5 3,4 – 7,0
AST 29 24 0 – 40
ALT 43 23 0 – 41
CRP 2,9 2,87 0 – 5
OB 6 6 2 – 12

Jest nieźle, choć zawsze mogłoby być lepiej, ale nie mam na co narzekać. Druga sprawa, którą chciałbym się z Wami podzielić to fakt, że zacząłem gotować /tak, tak facet przy garach/.

RZS mimo iż jest wredny, to pozwala mi na to aby rozwijać się w innych dziedzinach życia np. w sztuce kulinarnej. To czego nie mogę – to nie robię. Ale to co mogę – czemu by tego nie robić? 🙂 O dziwo, powiem Wam że nawet wracając zmęczony do domu, jak zacznę coś do jedzenia robić – to mnie to odpręża. Wiadomo, że czasami zmęczenie bierze górę, ale generalnie nie bronię się od bycia szefem kuchni (nawet jeśli to domowa kuchnia:P). Na poparcie moich słów prezentuje Wam moje arcydzieła: szpinakowe risotto + sałatka z łososiem i suróweczka marchewkowa z rzodkiewkami. Obok krewetki w cieście piwnym wraz z sosem jogurtowym i tysiąca wysp :)) 

 

 

 

 

 

 

Nie martwcie się, nie gotuję takich rzeczy na co dzień. Ograniczam się zazwyczaj do czegoś w miarę normalnego np. schabowy, ziemniaki/ryż, sałatka. Postawiłem też na gotowane warzywa /kalafiory, brokuły, marchewki/. Zupy tez potrafię upichcić:P Może w moim tonie wyczytacie pewną nutę dziecinności – ale sprawia mi to nie małą radochę jak mi kobieta w domu mówi „O Boże, jakie to dobreeeeee” :D:D:D

Tym miłym akcentem kończę na dziś. W weekend napiszę nt znaczenia hormonów w RZS. Jak widzicie powoli reaktywuję bloga, ale to dopiero początek, bo w zamyśle mam kilka fajnych rzeczy, które planuję niebawem wdrożyć.

Miłego weekendu i piątkowego popołudnia!!:)