Poniedziałek po …

Z ciemności wyrósł nagle biały sufit, z kilkoma nieco zaschniętymi pożółkłymi plamami, które były niegdyś ściekającą od sąsiadki wodą, którą zapomniała zakręcić, przez starczą demencję, w zatkanym zlewozmywaku. Otworzyłem oczy, ale szybko zmieniłem pozycję na boczną by móc prawym policzkiem znowu dotykać rozgrzanej poduszki. „Chwilo trwaj!” – pomyślałem, ale z tyłu głowy miałem tę przykrą wiadomość, że już 7:00 wybiła i trzeba wstać do pracy.

„Jeszcze 5 minut” – zapewniłem siebie i w całości poświęciłem się sytuacji, w której całym sobą czułem tę nieznośną miękkość poduszek i kołdry oraz nieprzenikniony magnetyzm łóżka, który nie pozwalał mi od razu wstać na równe nogi. Budzik zadzwonił, oznajmiając mi, ze 300 sekund minęło, ale ja nie dałem za wygraną. „5 minut i już wstaję” – dumnie stwierdziłem w myślach, oszukując się, że ten scenariusz się spełni.

Źródło://pl.freepik.com/
Autor: tanmanprds

Wstałem o 7:35 przechodząc z pozycji leżącej do siadu, zachowując bezpieczny umiar w ruchach, ze względu na bolesność stawów. Tym razem nie było tak źle. Bolały mnie tylko nadgarstki, kark, prawy łokieć i lewy staw skokowy. „Szczęściarz” – pomyślałem, bo wiedziałem, że za jakieś 30-40 minut ból nieco zelżeje. Wstałem powoli z łóżka, ciągnąc nogę za nogą. Poszedłem do łazienki i oparłem się o umywalkę. Popatrzyłem w lustro i zobaczyłem człowieka, który zupełnie mnie nie przypominał. Zaspane, przekrwione oczy, neutralny grymas na twarzy, zmęczenie widoczne gołym okiem. Znowu zasnąłem o 2:00 nad ranem, nie mogąc spać, przez bezsenność, którą odziedziczyłem po moim ojcu. Znowu biłem się z myślami i uciekałem w beztroski świat tego co być mogło, gdybym nie był chory. Zupełnie tak jakby to miało jakikolwiek sens.

Wszedłem pod prysznic. Gorąca woda spływała po moim ciele, łagodząc ból i poprawiając krążenie krwi. Dochodziłem do siebie. Budziłem się coraz bardziej po raz enty kierując silny strumień ciepłej wody na głowę, twarz i kark.  Gdy wyszedłem z kabiny, lustro było zaparowane, razem niemal z całą powierzchnią łazienki. „Życie za mgłą” – pomyślałem. Idealne określenie na dzień po wzięciu Methotrexatu.  Znów z obojętnością będę do wszystkiego i wszystkich podchodził – bez radości i niemal z automatu. Znów kolory dnia zbledną a ludzie staną się tacy obcy, jakby byli tylko projekcją w niemym kinie. Znowu te wszystkie gesty wykonane w ich kierunku nie będą miały zupełnie żadnego znaczenia.

Wstawiłem wodę na kawę. Dwie łyżeczki czarnego ogniwa, półtorej łyżki cukru i ok 50 ml mleka. Magiczna mieszanka potrzebna do pełni szczęścia by dobrze zacząć dzień. Kubek z kawą podniosłem obiema rękoma, bo jedną nie dałbym rady. Nadgarstek jeszcze bolał i nie mogłem obdarzyć go 100% zaufaniem. Z każdym łykiem w moim organizmie było coraz więcej kofeiny. Z każdym łykiem zbliżałem się coraz bardziej, aby zobaczyć czerwone dno kubka. Pijąc, wyglądałem przez okno na drogę, którą już w kolejce jechały różnokolorowe samochody.

Wstał kolejny dzień, nie gorszy i nie lepszy niż ten co był i ten co będzie. „Ciekawe co mi dziś przyniesiesz skubańcu” – wymamrotałem pod nosem, unosząc po raz ostatni kubek do ust i dopijając do końca.

Wróciłem do swojego pokoju, w którym szybko się ubrałem i zjadłem naprędce przygotowaną kanapkę, którą zrobiłem podczas parzenia kawy. Zjadłem i sięgnąłem po dwie tabletki Salazopiryny. Dwie wielkie pomarańczowe tablety. Ech…. znowu musiałem zatruć się nimi… aby na krótki czas mieć spokój od obrzęków i opuchlizn. Chwyciłem za wodę mineralną, która zawsze w ilości przynajmniej 3-4 butelek 2-litrowych stoi przy biurku komputerowym i szybko jedną tabletkę po drugiej połknąłem, popijając dużą ilością życiodajnego płynu. Poszedłem umyć zęby.

Codzienny rytuał wykonany. Wszystko zrobione.

Czas rozpocząć ten beznamiętny i męczący dzień.

Za oknem świeci słońce.

Oceń wpis SłabyPrzeciętnyŚredniCiekawyBardzo ciekawy (14 oddanych głosów. Średnia ocena: 4,14 )

Loading...