Perspektywa z RZS

W życiu bywa raz lepiej, raz gorzej. Nigdy nie jest tak, że zawsze jest cudownie lub beznadziejne. Niby jest to truizm, wszystkim dobrze znany , ale nie każdy o tym pamięta, w szczególności kiedy jest dobrze. My – chorzy na RZS, najlepiej wiemy i znamy z doświadczenia uczucie zmienności, tym bardziej gdy chodzi o nasze własne zdrowie lub samopoczucie. Raz jest tak, że możemy cieszyć się tzw. „normalnym dniem” – bez bólu, obrzęków (lub nielicznymi), z szerokim wachlarzem możliwości spędzenia wolnego czasu – a raz tak, że ledwo jesteśmy w stanie podnieść się z łóżka.

We wszystkim jednak, trzeba szukać dobrych stron. Pal licho, że krew nas zalewa kiedy sobie coś planujemy a tu nagle RZS powie nam „nic z tego, dzisiaj nie dam Ci nic zrobić, leż w łóżku” lub gdy po dobrym, aktywnie spędzonym dniu, w nocy nie możemy spać przez intensywny ból stawów. Zgadzam się z Wami – można albo tym się podłamywać, albo wściekać, albo się z tym pogodzić. Co jednak warto podkreślić, dzięki temu mamy możliwość praktycznego doświadczenia znaczenia perspektywy czasu.

Perspektywa – słowo przyklejone do dziedziny nauk o sztuce, z którym spotykamy się już w podstawówce na lekcjach plastyki. Co może mieć wspólnego z RZS-em? Więcej niż nam się zdaje. Po pierwsze, odpowiedzcie sobie na pytanie, „co daje nam spojrzenie na daną sytuację tudzież problem, z perspektywy czasu?„. Na pewno pozwala na bardziej trzeźwe podejście do sprawy i dostrzeżenie tego, czego do tej pory nie braliśmy pod uwagę. Co jeszcze? Pozwala porównywać nasze doświadczenie. Mało kto o tym pamięta. Z perspektywy minionego czasu jesteśmy w stanie nie tylko porównać, ale i ocenić rzeczy oraz sytuacje, których doświadczyliśmy.

Sam ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że RZS daje nam niepowtarzalną okazję do tego, aby jeszcze skuteczniej wykorzystywać czas, w którym się dobrze czujemy. Przypomina nam o tym każdorazowo, podczas zaostrzenia choroby lub podwyższonej jej aktywności. Czy myślicie, że ludzie zdrowi doceniają fakt, że są zdrowi? Oczywiście, że w znakomitej większości nie. Doceniają swoje zdrowie, w sytuacji gdy jest ono zagrożone lub bezpowrotnie odebrane. U nas jest podobnie, tyle że w większej częstotliwości i proporcjonalnie krótszym czasie.

My – reumatycy, dzięki stanom remisji i zaostrzenia, a także zwyczajnych lepszych i gorszych dni, mamy swojego rodzaju budzik, który tyka i dzwoni po to, aby przypomnieć nam i zapalić lampkę „słuchaj, dobrze się czujesz to nie siedź w domu, tylko wyjdź trochę na powietrze; idź do kina; spotkaj się ze znajomym, bo nie wiesz czy Twoje samopoczucie jutro Ci na to pozwoli„. Lepsze dni to nie tylko okazja, aby odetchnąć od złego samopoczucia. To także okazja do tego, aby po prostu dobrze spożytkować ten bezbolesny czas, który nam podarowano. Złe dni – w których odczuwamy ból, pozwalają nam na to, by jeszcze bardziej docenić chwile, w których czujemy się dobrze i na krótko zapominamy o chorobie.

Stąd też, twierdzę że reumatoidalne zapalenie stawów nie jest końcem świata, jak to niektórym się wydaje. Jest początkiem nowego, w którym po prostu wszyscy musimy się odnaleźć.

Często jest tak, że gdy na nic nie mam ochoty lub bardzo bolą mnie stawy, to zaciskam zęby i tłumaczę sobie „Wszystko mija, ból też minie”.  Podobnie jest w sytuacjach, gdy czuję się dobrze, tylko wówczas mam świadomość tego, że moje dobre samopoczucie  w którymś momencie się skończy i warto skutecznie wykorzystać te beztroskie chwile wolności od bólu. Kolejnym aspektem jest o wiele większa wrażliwość na przeżywanie a nie „trawienie” czasu, w którym nasze samopoczucie jest dobre. Zdrowy człowiek nie ma kontaktu z bólem, dlatego ubogi o to doświadczenie, nie docenia często tego co ma. U nas jest zupełnie na odwrót. Częsty ból pozwala nam doceniać chwile, w których możemy normalnie funkcjonować i robić to, co inni. I to pozwala nam na to, by głębiej przeżywać nasze życie.

Ja np. wracając niedawno od mojej ukochanej, stwierdziłem że nie będę po raz tysięczny wracał do domu w zatłoczonym autobusie, jak to zazwyczaj robię. Postanowiłem wykorzystać dobre samopoczucie oraz pogodę – chłodną, ale słoneczną – i zrobić sobie mały spacer do domu. Dojechałem do ostatniej stacji metra i zacząłem swoją pieszą wędrówkę, przy okazji po drodze uzbrajając się w sok pomarańczowy 🙂 .  Po 1,5h leśnym spacerze czułem się dobrze.  Co prawda fizycznie byłem zmęczony, ale psychicznie odpocząłem.

Dzisiaj akurat czuję się kiepsko, przez deszcz, który od dwóch dni maluje na moim oknie wymyślne wzorki. Jestem senny, obolały, na  rękach pojawiły mi się obrzęki a do tego doszło zmęczenie, z którym muszę przez cały dzień walczyć i zmuszać się do tego, aby nie tracić czasu na marne. Dodatkowo, gdy się gorzej czuję wszystko mi się strasznie rozciąga w czasie. Potem, pod wieczór, zazwyczaj przychodzi smutna refleksja, że straciłem dzień nie robiąc nic konkretnego.

Życzę Wam przyjemnej środy 🙂 .