Notatki z rehabilitacji w IR cz.2

Zapraszam na kolejną część relacji Kasi (chorującej na RZS) z 3 tygodniowej rehabilitacji w Instytucie Reumatologii w Warszawie. Przyjemnej lektury.

Część druga: I i II tydzień rehabilitacji

Minął pierwszy i drugi tydzień mojej rehabilitacji. Jeszcze jeden i koniec. Ale zacznę od początku… Dwa dni po wizycie kwalifikacyjnej, w piątek 24-go stycznia, zadzwoniła do mnie pani z sekretariatu IR z informacją, że w poniedziałek 27.01 o 11.15 mam się stawić w izbie przyjęć. Przyjechałam oczywiście wcześniej, tak na wszelki wypadek. Pod izbą była kilkuosobowa kolejka, ale jak się okazało wszyscy mieli zostać przyjęci na inne oddziały niż ja. Ku mojemu zdziwieniu, praktycznie od razu weszłam do gabinetu. Tam jak to zwykle przy przyjęciu – trzeba pokazać różne dokumenty i złożyć sporą ilość autografów. Dostałam kartę moich zabiegów i się zaczęło…

Wyznaczono mi codziennie 5 zabiegów, głównie na ręce i stopy – tak jak prosiłam. Niektóre miały wyznaczoną konkretną godzinę, na inne można chodzić o dowolnej porze. Oddział dzienny pracuje od 7.30 do 18. Wszystkie moje zabiegi udało się sprawnie uporządkować pomiędzy 11:00 a 14:00, więc nie jest to aż tak absorbujące czasowo jak na początku się obawiałam, że będzie.

Dla oddziału dziennego jest specjalna szatnia z zamykanymi szafkami – pierwszego dnia bierzemy kluczyk i oddajemy go ostatniego dnia rehabilitacji. To dobre rozwiązanie, że nie trzeba nosić dresów i wszystkich innych potrzebnych rzeczy codziennie ze sobą.

Nie wspominałam o tym wcześniej, bo wydawało mi się to w miarę oczywiste, ale może nie dla wszystkich takie jest – oddział dzienny to taki oddział w szpitalu, gdzie przychodzi się rano, a po południu, wieczorem w zależności od pacjenta wraca się do domu na noc. Poza tym będąc na oddziale dziennym samemu należy zadbać o posiłki, bo nie dostaje się szpitalnego wyżywienia.

Biorąc pod uwagę jak zwykle wyglądają posiłki oraz sanitariaty w szpitalach, to uważam, że jest to całkiem niezłe rozwiązanie. Nie wiem czy wytrzymałabym trzy tygodnie na szpitalnym jedzeniu i bez własnej, czystej łazienki. Jedyny mankament tego rozwiązania jest taki, że oficjalnie wg NFZ-u jestem w szpitalu – przyjęta na oddział 24h na dobę przez całe te trzy tygodnie. Dlatego też nie mogę korzystać z żadnych innych porad ani  leczenia (refundowanego przez NFZ) w tym czasie. Nawet podpisuje się specjalne zobowiązanie, że będzie się tego przestrzegać. Dla mnie to duży minus, bo mam teraz ferie i mogłabym załatwić różne inne moje medyczne sprawy, ale przez to nie mogę.

Dla osób, które mają tylko jedną chorobę to pewnie żaden problem, gorzej jeśli korzysta się z jeszcze jakiejś albo kilku poradni. Teraz trochę o zabiegach, które ja mam i innych, które są na tym oddziale.

1. Krioterapia – może być ogólna na całe ciało lub miejscowa na jakiś konkretny staw. Ja mam krio na ręce, więc jest to do wytrzymania – 3 min w -150 stop. C. Ogólnej krio nie miałam, wiem tylko, że tam trzeba się specjalnie ubrać – w wełniane skarpetki, rękawiczki i czapkę oraz trzeba mieć jakąś osłonę na usta i nos. Poza tym obowiązują koszulki na ramiączka i krótkie spodenki.

2. Jonoforeza – jeden z zabiegów fizykoterapii wspomagający leczenie – ogólna zasada jest taka, że do konkretnego stawu podłącza się elektrody z jakimś żelem przeciwbólowym np. Voltarenem i przez taki chory staw płynie prąd. Nic nie boli, jest tylko lekkie uczucie mrowienia. Należy mieć również własny żel do jonoforezy.

3. Pole magnetyczne – jest też taki zabieg w pracowni fizykoterapii, nawet miałam go mieć, ale okazało się, że jest on u mnie przeciwwskazany ze względu na przeszłe w dzieciństwie choroby.

4.  Ćwiczenia przyrządowe rąk i stóp – to jeden z moich ulubionych punktów programu. Cała sala przyrządów do ćwiczenia siły oraz sprawności manualnej rąk i stóp. Są różne przyrządy do masażu, klocki do układania, co tylko można sobie wyobrazić.

5. Indywidualna terapia ręki – ten oddział słynie z rehabilitacji ręki. Indywidualna terapia ręki to 30 min. ćwiczeń ręki z fizjoterapeutą. W zależności od potrzeb pacjenta może to być bardziej masaż, ćwiczenia siły ręki czy uruchamianie po jakiejś operacji. Terapeuci tutaj naprawdę działają cuda, sama się o tym przekonałam. Poza tym można dowiedzieć się jak ćwiczyć samodzielnie w domu żeby np. jak najdłużej uniknąć deformacji ręki.

6. Siłownia – jak wiadomo RZS, ale i inne choroby reumatologiczne wiążą się z zanikami mięśniowymi, więc ważne jest aby pracować nad utrzymaniem mięśni. Siłownia jest całkiem nieźle wyposażona – jest kilka rowerków stacjonarnych, atlasów i innych wielkich maszyn. Nie są to najnowsze sprzęty, więc trochę hałasują i to jest minus, ale biorąc pod uwagę, że na mieście za godzinę takich ćwiczeń na siłowni trzeba sporo zapłacić, a tutaj są za darmo, to nie ma co wybrzydzać i marudzić.

To wszystkie moje zabiegi. Jest jeszcze bardzo dużo innych – basen, gimnastyka, ćwiczenia w odciążeniu tzw. podwieszki, i wiele innych, których nazwy nic mi nie mówią np. teraplus itp.

Ogólnie jestem zadowolona z tej rehabilitacji, bo czuję się lepiej – mam jakoś mniej obrzęków, widzę postęp w tej terapii ręki – naprawdę mogę wykonać więcej ruchów niż przed rehabilitacją. Oczywiście większość ćwiczeń wiąże się albo z bólem albo ze zwyczajnym zmęczeniem. Jednak da się to przetrwać kiedy widzi się efekty, a ja je widzę…

Koniec części drugiej.

Wszystkie części:

Część I – Kwalifikacja

Część II – I i II tydzień w IR

Część III – Koniec zabiegów