Motywacja w RZS

Ostatnio mam dobre dni, mimo tego że nic szczególnego w moim życiu się nie wydarzyło. Zdrowie mi nie za bardzo dokucza, w życiu osobistym wszystko w porządku, tylko w zawodowym mogłoby się w końcu coś ruszyć i wyklarować.

W odpowiedzi na ostatniego posta (wpis) wyłonił się temat motywacji w reumatoidalnym zapaleniu stawów. Temat ciekawy, choćby z tego względu, że ciężko nam się zmotywować (nam – reumatykom) do tego, by cokolwiek zrobić w swoim życiu. Nie dlatego, że nam się nie chce tylko dlatego, że objawy choroby nie pozwalają nam czasem w tym, by doprowadzić pewne sprawy do końca.

Motywacja to bardzo fajna rzecz. Pozwala naprawdę nam dużo w życiu osiągnąć i mieć satysfakcję z naszych własnych dokonań. Niestety, osoby chore na reumatoidalne zapalenie stawów mają w tej kwestii mocno pod górkę. Wspominały o tym czytelniczki mojego bloga, w ostatnich komentarzach do wpisu o zarządzaniu własną chorobą. Mają jak najbardziej słuszność. Pacjenci z RZS-em są torpedowani z kilku stron czynnikami, które obniżają motywację. Do tych czynników należą:

  • zmęczenie
  • działanie uboczne leków (np. Methotrexatu)
  • permanentny ból
  • okresy zaostrzeń choroby
  • przerwy czasowe związane z rehabilitacją, leczeniem szpitalnym, operacjami
  • problemy natury fizycznej (długofalowe konsekwencje choroby, deformacje, ograniczenia związane z poruszaniem się i wykonywaniem różnych rzeczy )
  • problemy natury psychicznej (depresja, załamania nerwowe, stany obniżonego nastroju, zwątpienie we własne siły)

Jeśli czegoś nie wymieniłem, to proszę o uzupełnienie w komentarzach pod tym wpisem.

Do czego zmierzam? Do prostego wniosku, że osoby przewlekle chore na reumatoidalne zapalenie stawów (i nie tylko), mają mocno pod górkę. Jednakże chciałbym Wam o czymś przypomnieć.

Choroba nie może stać się dla Was wymówką do unikania lub niewykonywania pewnych rzeczy. To, że jesteśmy chorzy nie oznacza tego, że nie możemy w naszym życiu nic pozytywnego zrobić. Jest wiele sposobów na to, by podnieść swoją wewnętrzną motywację i udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że możemy działać tak samo skutecznie jak osoby zdrowe.  

Wymaga to oczywiście większego nakładu czasu i sił z naszej strony, a także silnej woli i motywacji. Nie jest to jednak niemożliwe. Żeby nie być gołosłownym, podam kilka przykładów. Zacznę od niejakiego pana Jeffreya Gottfurchta, chorującego na RZS, który zdobył najwyższy szczyt świata Mount Everest. Facet wspiął się na wysokość 8850 metrów n.p.m., by pokazać ludziom że nawet chorzy pacjenci są w stanie realizować swoje marzenia. Drugi przykład, znana twarz polskiego RZS – Marcin Tasarek. Marcin choruje od prawie 20 lat na RZS. Jest po operacji stawu biodrowego, jeździ na wózku i… zdobył Mur Chiński. Można? Można.

A pamiętacie niepełnosprawnego Jaśka Melę? Chłopak w wieku 14 lat stracił lewe podudzie i prawe przedramię w wyniku porażenia prądem i co? I zdobył dwa bieguny Ziemi razem z podróżnikiem Markiem Kamińskim.

Jak można budować swoją motywację? Przede wszystkim, przez bycie konsekwentnym, politykę „małych kroczków” i budowę obrazu siebie samego nie jako przegranego, ale jako zwycięzcy. Musicie uwierzyć we własne siły. Jeśli jest bardzo trudno, to można zwrócić się o wsparcie do bliskich, do stowarzyszeń, do ludzi którzy mają ten sam problem co my. Jest nas ponad 400 000 w Polsce i wiele milionów na całym świecie. Nie jesteśmy sami i nie jesteśmy bezbronni. Każdy z nas ma możliwości i potencjał, który może wykorzystać. Musicie tylko tego mocno chcieć i się nie poddawać.

Kiedyś w jakiejś książce wyczytałem sentencję, którą przypominam sobie zawsze, kiedy brakuje mi sił. Brzmiała ona tak:

„Marzenie jest ważniejsze niż krytyka innych ludzi” 

Życzę Wam byście się nie poddawali w dążeniu do tego, aby spełniać swoje marzenia. Poniżej specjalnie dla Was filmik o marzeniach. Każdy z nas w końcu je ma 🙂