Mimo RZS, aktywność na 100%

Witajcie, po dłuższej nieobecności. Miałem ostatnio mało czasu na to, aby zająć się stroną, za co wszystkich moich czytelników bardzo przepraszam. Spieszę z informacjami, co u mnie dzieje się ciekawego 🙂

Ubiegły weekend (9-10 czerwca) dość miło i przyjemnie spędziliśmy z moją dziewczyną na wycieczce krajobrazowej. W sobotę leniuchowaliśmy i oglądaliśmy mecze Euro 2012 (tak, moja dziewczyna też kibicuje, z czego się bardzo cieszę:) ), ale już niedziela była spędzona na powietrzu i na słodko.

Ok. 09:00 obudziliśmy się i po śniadaniu wyszliśmy na krótki spacer. Pogoda była idealna. Mimo początkowego zachmurzenia, później wyszło słońce i mogliśmy o godzinie 13:00 wybrać się na wycieczkę po Parku Natolińskim i okolicznych rezydencjach, które zbudowali i restaurowali Jan II Sobieski, August III Sas i m.in. Stanisław Kostka-Potocki. Do niedawna park był całkowicie zamknięty dla zwiedzających, ponieważ obawiano się jego dewastacji. Należy on do rzadko występujących parków, które zostały stworzone wedle zasad naturalizmu. Są w nim obszary, które nie tknęła ludzka ręka a kreowała i pielęgnowała sama matka natura.

Park zwiedzialiśmy do godziny 16:00 razem z parą znajomych. Pan przewodnik opowiadał nam bardzo szczegółowo i emocjonalnie o miejscu w którym byliśmy, dzięki czemu wycieczka była jeszcze ciekawsza i bardziej udana. Każdemu, kto jest zapracowany, polecam by zrobił sobie dzień spaceru po parkach, lasach itp. Naprawdę pomaga się wyciszyć i mimo zmęczenia fizycznego, człowiek może odpocząć psychicznie. Taka forma wypoczynku bardzo pomaga pod kątem zdrowia, w szczególności u osób przewlekle chorych. Poniżej podrzucam Wam kilka zdjęć z Parku Natolińskiego.

Po wycieczce, wpadliśmy na pomysł by udać się do naleśnikarni. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Poszliśmy na pyszny naleśnikowy mix owocowy w polewie czekoladowej. Niebo w gębie. Wszystkie troski odeszły, a my odlecieliśmy z pysznego przejedzenia :). Wypoczęty, w poniedziałek poszedłem do pracy i w przez cały tydzień zrobiłem wszystko, co zaplanowałem (hurra!:P).

Zdarzały się jednak momenty cięższe (przy gwałtownych zmianach pogody), w których czułem się fatalnie. Jeszcze wczoraj, przez nieoczekiwaną zmianę temperatury i jej skok o 10 st. C, miałem od rana popuchnięte i bolące dłonie. Poratowałem się Ibupromem i jakoś później dałem radę funkcjonować przez cały dzień. Miałem też duże problemy ze snem. Zdarzyły się dwie noce, w których spałem po 4-5h i następnego dnia, krótko mówiąc, zdychałem. Ogólnie dokuczały mi mocno dłonie i łokcie, które puchły raz po raz. Miałem nawet, przez jakiś czas, problemy z odcinkiem szyjnym kręgosłupa. Po każdej nocy wstawałem obolały, nie mogąc kręcić głową w żadną ze stron.

Co do mojego leczenia, w chwili obecnej obniżyłem dawkę MTX do 17,5mg. NLPZ biorę sporadycznie i jestem na 1,5-2g Sulfasalazyny. Niby jest dobrze, choć momentami w cale nie czuję się tak super. Miałem dość mocny spadek nastroju w czwartek. Wówczas, bardzo spuchła mi prawa ręka. Nie mogłem jej wyprostować. Plułem sobie w brodę, że jestem kaleką. Byłem wściekły na własną bezradność. Wściekły, na to że choroba dalej postępuje – powoli, ale postępuje. I wiecie co jest najgorsze? Że po 10 latach doskonale widać przewlekły charakter choroby i jej skutki. Moje przerzedzone włosy, krzywe stawy dłoni. Ostatnio nawet zauważyłem powiększenie haluksa na prawej stopie. Czasami krew człowieka zalewa, że nie może zrobić wielu rzeczy, które by chciał. No ale cóż po złości moi mili, skoro i tak to nic nie zmieni. Trzeba żyć dalej, leczyć RZS i walczyć do samego końca.

Dlatego też, nie można rezygnować z aktywności. Życie ma się jedno i trzeba je przeżyć, tak jak tego chcemy. Dlatego w piątek ja i moja połówka spotkaliśmy się ze znajomymi na plaży w Wilanowie, a wczoraj byliśmy z moją ukochaną na meczu. W środę mecz Polska – Rosja oglądałem u mojego kolegi i przyznaję, że był to wieczór pełen emocji i przekleństw, ale wczoraj byliśmy w czwórkę (ja, moja dziewczyna, kolega i jego znajoma) w pubie/restauracji, gdzie na wielkim ekranie oglądaliśmy zmagania Polaków z Czechami.

Tam dopiero było głośno, emocjonalnie i biało-czerwono. Wracając do domu przez strefę kibica, widzieliśmy mnóstwo ludzi, którzy mimo przegranej, kibicowali naszej drużynie. I to było piękne. Wróciliśmy do domu ok. północy, zadowoleni, że byliśmy na meczu i dopingowaliśmy swoich. 🙂 Jeszcze 5 lat temu, nie myślałem że pójście do pubu i obejrzenie meczu będzie sprawiało mi satysfakcję, ale tak faktycznie się stało. Mimo tego, że mam już swoje lata i nie jestem nastolatkiem, to czułem się jak nastolatek, który odkrywa nowe rzeczy.

Drodzy czytelnicy, chorzy na RZS przeżywajcie swoje życie, mimo choroby. Nie rezygnujcie. Róbcie ciągle coś nowego. Nawet jeśli są to rzeczy błahe dla otoczenia, mało ważne dla znajomych, to róbcie je. To naprawdę daje mnóstwo radości i sił do walki z chorobą. Ważne jest, aby nie zamknąć się w czterech ścianach i nie narzekać na swój los. Doświadczanie ciągle nowych bodźców, stymuluje naszą motywację, chęci i przede wszystkim daje poczucie radości, które u wielu osób zeszło na dalszy plan.

Życie ma się jedno i mimo choroby, jaką jest reumatoidalne zapalenie stawów, trzeba ciągle patrzeć na to, co jest przed nami. A nie na to, co było. Marek Grechuta śpiewał kiedyś bardzo mądrą piosenkę pt. „Ważne są dni, których jeszcze nie znamy„. Tak w istocie jest. A z resztą posłuchajcie go: