Koronawirus a RZS – moja perspektywa

To się narobiło, prawda? Gdyby jeszcze miesiąc temu jakiś nieznajomy podszedł do mnie na ulicy i powiedział, że zostanę zamknięty w domu; ulice opustoszeją a bary, restauracje, galerie handlowe i kina nie będą funkcjonowały to bym mu powiedział, żeby zmienił leki lub lekarza. Niestety rzeczywistość zmieniła się w sposób w jaki nikt nie przewidywał. Mimowolnie staliśmy się aktorami thrillera pt. „Epidemia koronawirusa” i musimy sobie dawać z tym jakoś radę.

Ponieważ na co dzień jesteśmy bombardowani doniesieniami o nowych zakażeniach i przypadkach śmiertelnych, to oszczędzę Wam całej statystyki i genezy tego, od czego pandemia się zaczęła. To mniej lub bardziej szczegółowo wszyscy wiemy.

Jedna z osób, w komentarzach pod moim ostatnim wpisem poprosiła abym odniósł się do całej sytuacji. Wnioskuję z tego, że pewnie chcielibyście poznać moją opinię i dowiedzieć się jak ja – osoba, która od 18 lat walczy z RZS-em – to wszystko widzi.

Zacznę od tego, że nie spodziewałem się.

Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi żyć w sposób, jaki do tej pory widziałem na lepszych lub gorszych filmach science-ficition w stylu „Epidemia”, „Resident Evil”, „Zdarzenie”, „Book of Eli” itp. Do tej pory mam wrażenie, że gram w jakimś filmie. Nie wolno mi się spotykać ze znajomymi, od niemal miesiąca pracuje zdalnie z domu, po zakupy wychodzę uzbrojony w maseczkę i rękawiczki, a na dodatek jestem legitymowany przez policję, która dopytuje mnie dokąd zmierzam, łypiąc przy okazji okiem podejrzliwego detektywa.

Nikt chyba nie był na taki stan rzeczy przygotowany, bo nikt nie spodziewał się takiej skali i dynamiki problemu. Na początku marca, przed wdrożeniem restrykcji i ograniczeń rządowych bardzo spokojnie reagowałem na wszelkie komunikaty o COVID-19. Wówczas traktowałem go na zasadzie ciekawostki. Mieliśmy przecież już SARS, MERS, ptasią czy świńską grypę i szereg innych mutujących wirusówek, o których media głosno alarmowały.   

Wszystko stało się ultra realne w momencie, gdy polski rząd ogłosił zamknięcie ośrodków dydaktycznych, uczelni, przedszkoli, uniwersytetów itd. Drugim mocnym impulsem była panika ludzi, którzy na potęgę zaczęli wykupować środki higieny osobistej oraz produkty o długim terminie przydatności do spożycia. O papierze toaletowym nie wspominając, co było dla mnie jedną wielką groteską. Trzecim i chyba tak naprawdę najpoważniejszym sygnałem było zebranie w mojej firmie sztabu kryzysowego, na którym Zarząd, dyrekcja i managerowie działów podjęli decyzję o pracy zdalnej. To była kropka nad „i”. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że ta sytuacja jest naprawdę bardzo poważna.

Odczuwałem niepokój. Nie będę tu ściemniał, że spłynęło to po mnie jak po kaczce. Nie jestem idiotą. Wzrósł on dodatkowo, gdy wczytałem się w informacje na temat samej choroby i pierwsze statystyki zachorowalności oraz śmiertelności, jakie opublikowano na bazie badań osób chorych z Wuhan. Zacząłem po ludzku martwić się o siebie i swoich rodziców, którzy są już po 65 roku życia. Moja mama ma dodatkowo nadciśnienie, tato – cukrzycę II typu, a ja z kolei RZS. Wszyscy więc jesteśmy w grupie podwyższonego ryzyka.

Nie wpadłem jednak w panikę. Z natury bowiem jestem osobą spokojną, która stara się szukać rozwiązania a nie problemu (a przynajmniej tak mi się wydaje). Szybko więc znalazłem dodatkowe informacje, wzmacniające pozytywnie np. takie, że aż 80% osób przechodzi wirusa w sposób łagodny. Druga sprawa, że zachowując pełną higienę i stosując się do zaleceń lekarzy oraz ekspertów bardzo mocno minimalizujemy ryzyko zachorowalności. Po trzecie, na 81 tys. osób chorych w Chinach, trwale wyzdrowiało ok. 76 tysięcy. Bazuję tu na oficjalnych danych. Ostatnio widziałem, że nawet w Annals of the Rheumatic Diseases też opublikowano wyniki badań, bazujące na 13 przypadkach osób chorych reumatycznie z Lombardii, które przeszły chorobę bez poważniejszych komplikacji. Za wcześnie by wyciągać z tego jeszcze jakieś hurraoptymistyczne wnioski, ale widać światełko w tym ciemnym, krętym tunelu.

Dlatego też jestem zdania, że w chwili obecnej nie można panikować. Nie wolno również bagatelizować problemu. Trzeba zachować spokój i być odpowiedzialnym za siebie i innych. Nie wolno odstawiać leków. Doszły mnie słuchy, że niektórzy z nas to robili co jest  głupotą. Odstawiając leki zwiększamy ryzyko ew. gorszego przebiegu COVID-19 przez dodatkowe dociążenie naszego organizmu nawracającymi stanami zapalnymi. Nie robi się takich rzeczy.

Co robię JA jako reumatyk?

Siedzę w domu i nie łażę po mieście. Wychodzę tylko wtedy kiedy faktycznie muszę. Zakupy robię w taki sposób, aby codziennie nie chodzić do sklepu. Jeśli wychodzę na miasto to w maseczce i rękawiczkach. Często myję dłonie. Sprzątam tak, aby było w moim mieszkaniu względnie czysto. Jeśli mam ochotę na rozmowę to dzwonię, piszę lub prowadzę telekonferencję ze znajomymi (jest pierdylion sposobów na to, by z kimś się zobaczyć lub pogadać na odległość). Staram się często wietrzyć mieszkanie. Dbam o to, by w miarę regularnie jeść i spać przynajmniej te 6-7 godzin (choć z tym ostatnim bywa różnie, niekoniecznie z mojej winy). Na koniec w ładne dni staram się łapać odrobinę wit. D wychodząc na balkon lub ogródek. Planuje zacząć ćwiczyć, bo widzę po sobie, że mój organizm bez aktywności fizycznej zaczyna słabnąć.

Wiem, że nie jest łatwo. Czasami krew mnie zalewa i szlag jasny trafia od siedzenia w czterech ścianach. Ale tak trzeba. Przynajmniej do momentu, gdy przejdziemy już szczyt zachorowań na COVID-19.  Ta choroba to nie jest grypa. Może spowodować trwały uszczerbek na zdrowiu i jest realnym zagrożeniem dla osób, takich jak my – obciążonych chorobą przewlekłą i przyjmujących leki immunosupresyjne. Nasza czujność w tym wypadku powinna być wzmożona, jednakże nie wpadajmy w skrajności. Jeśli psychicznie sobie nie radzimy to skontaktujmy się z psychologiem lub znajdźmy dla siebie jakąś grupę wsparcia. To nie jest wstyd. Wszyscy się boimy, ale musimy sobie z tym dawać radę, bo życie toczy się dalej.

Jak organizuje sobie wolny czas?

Oglądam Netflixa, czytam internety, książki, rozmawiam ze znajomymi, robię grafiki, słucham muzyki, sprzątam, relaksuje się w ciszy po prostu głęboko oddychając. Dbam też o pogodę ducha, ograniczając napływ negatywnych informacji. Nie są mi one potrzebne do szczęścia.

Obecnie śledzę całą sytuację ze względnym spokojem i patrzę na rozwój wydarzeń. Moje jedyne obawy dotyczą trzech spraw: dostępności leków i możliwości odbycia wizyt lekarskich (moja wizytę z 26 marca jak wiecie odwołano – pisałem o tym na Facebooku) oraz konsekwencji ekonomicznych, związanych z wygaszeniem polskiej gospodarki przez wprowadzenie kwarantanny. Wiadomo, że idzie kryzys i już teraz słyszymy, że z czymś podobnym nie mieliśmy do czynienia w powojennej historii świata. Wierzę jednak głęboko, w to że cała sytuacja się ustabilizuje. Prędzej czy później. Teraz trzeba po prostu zakasać rękawy, dbać o siebie, być uważnym i po prostu robić swoje.

Dużo zdrówka dla Was wszystkich. Bądźcie silni. Zostańcie w domu.

Pozwól mi pisać lepiej. Oceń mój wpis SłabyPrzeciętnyŚredniCiekawyBardzo ciekawy (20 oddanych głosów. Średnia ocena: 4,45 )

Loading...