Kłopoty zdrowotne, atak RZS i siemię lniane

Tytuł idealnie streszcza to, co działo się ze mną od przeszło tygodnia. RZS znowu się przypomniał, tym razem tylko sam wywołałem go do tablicy. Co takiego zrobiłem? Nic specjalnego. Zjadłem słodką bułkę w pokoju, w którym temperatura przekraczała 29 st. C.

Ubiegły tydzień minął pod znakiem okropnych upałów i zawirowań atmosferycznych. Szczerze mówiąc nie dawało się wytrzymać. Wszystko płynęło. Wystarczyło przejść się do łazienki i z powrotem,aby czuć się jak po dobrze przygotowanej rozgrzewce. Niestety w niewielu miejscach pracy wprowadza się klimatyzację.  W większości na ratunek przychodzą wiatraki, które jednak tylko mielą gorące powietrze dając złudne uczucie chłodu. Gdy temperatura jest dość wysoka wówczas zazwyczaj nie warto trzymać jedzenia na wierzchu. Już w podstawówce o tym mówią, tłumacząc to przyspieszonym procesem gnilnym. Niestety pech chciał, że w którymś momencie musiałem się zagapić, bo złapałem zakażenie (najprawdopodobniej bakteryjne) dróg pokarmowych. Wszystko co w siebie wlewałem i czym się pożywiałem, bardzo szybko było ze mnie wypluwane.

Od wtorku męczyłem się z dość nieprzyjemnym uczuciem jakim jest ból żołądka i permanentny „efekt kawy” – poczucie wewnętrznego tornada w żołądku, które sprawia, że nasza uwaga w ciągu milisekundy skupiona jest wokół jednej myśli – „gdzie jest najbliższa łazienka w okolicy”.

Przez tydzień byłem na wodzie, kiślach i gotowanym lekkostrawnym jedzeniu, które czasami zatrzymywało się w moim żołądku na godzinę, a następnie błyskawicznie wydostawało się na zewnątrz. W tym czasie schudłem 3kg. Obecnie ważę 77 kg. 31 lipca br. było to 80,5 kg.

W walce z bakterią, bardzo pomogło mi … siemię lniane. Tak… zioła… siemię lniane. Przez wielu znienawidzone i obrzydzane z pokolenia na pokolenie przez swoją lepką konsystencję. Ja nie mogę jednak na nie złego słowa powiedzieć. Nie było dla mnie problemem (i w dalszym ciągu nie jest) picie go 2 razy dziennie – rano i wieczorem. Od tego czasu wszystko niemal się uspokoiło. W smaku przypomina troszkę nasiona słonecznika i nie jest w cale takie straszne jak wszyscy je opisują. Jest jak kisiel z dodatkiem ziaren zbóż. Wszystkim polecam. Siemię ma dużo błonnika i bardzo pomaga w odbudowaniu flory bakteryjnej żołądka. Poprawia trawienie i pomaga w zaparciach.

Wracając do żołądkowych nieprzyjemności, spowodowały one iż nie mogłem zażywać Salazopiryny EN. Każdorazowa dawka leku jeszcze bardziej podrażniała mój żołądek z jeszcze gorszym efektem (nie wiem do końca czy to właśnie leki nie były odpowiedzialne za moje problemy gastryczne). Od tygodnia nie jestem na Salazopirynie i jest okropnie. Wróciły do mnie niesamowite bóle, które nie pozwalały mi na normalne chodzenie. Wszystko co mogło mi puchnąc popuchło. Zauwazyłem, że haluks na mojej prawej stopie niebezpiecznie się powiększył. Mam obrzeki na rękach i prawym biodrze.

Mój stan zdrowia można ocenić jako niedobry. Strasznie dostałem rykoszetem po tych żołądkowych zawirowaniach. RZS się odezwał i dość mocno dostałem od niego po buzi. Wykrzywiało mnie strasznie. Teraz sytuacja sie troche uspokoiła, ale nadal nie jest za dobrze. Jutro spotykam się z moją reumatolog, zobaczymy co mi poradzi. Czy znowu pakować się w Salazopirynę, która pomagała mi tak sobie i chyba relatywnie mało (dzięki niej co prawda nie miałem obrzęków i codziennych bólów, jednakże trudno powiedzieć czy mi dużo pomogła). Zobaczymy. Jutro wszystkiego się dowiem.

Następna sprawa – byłem u laryngologa, ponieważ kiepsko słyszałem. Jak się okazało słuch mam świetny, tyle tylko, że zaczopowany. Po jej  wyjęciu najpierw było mi głupio, że aż tyle tego miałem w swoich uszach (myje codziennie), a następnie ogarnęło mnie zdziwienie jak to możliwe, skoro dbam o higienę. Jak widać  jest możliwe. Każdemu polecam taka wizytę u laryngologa. Przez 10-12h po wyjściu od niego byłem zaszkokowany tym, jak bardzo bogaty w dźwięki jest nasz świat:)