Jestem w trudnej sytuacji

Życie czasami płata figle. Czasami przynosi też szczęście. A czasami stawia nas w trudnej sytuacji, w której człowiek może się pogubić. W tej ostatniej właśnie się znalazłem. W tym wpisie pokażę Wam jak jestem (nie)leczony przez polską służbę zdrowia.

UWAGA!!! Wpis zawiera wulgaryzmy. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Siedzę właśnie przed kompem i w zasadzie nie wiem od czego mam zacząć. Zacznę chyba od tego, że mnie wszystko boli. Stopy, ręce, palce, biodra, kręgi szyjne… mógłbym tak wymieniać bez końca. Czuję ból całego ciała, który powoduje, że chodzę z trudem, piszę z trudem i wstaję od komputera też… tak… Z TRUDEM!

Zawdzięczam to temu, że coś mi odjebało po infekcji, którą miałem w październiku i  po 18 latach chorowania pomyślałem sobie, że skoro leczenie DMARD przestaje mi pomagać, to może warto w końcu sięgnąć po grubsze działo, jakim jest leczenie biologiczne. Historię z Instytutu znacie, więc nie będę jej powtarzał.

Byłem więc w styczniu na jednej hospitalizacji (przeczytaj) – brak kwalifikacji – za dobre wyniki badań (spowodowane faktem, że byłem na sterydach). Odstawiono mi więc całkowicie leki. Zgłosiłem się na drugą hospitalizację – jednodniowy pobyt w lutym – znowu, mimo wysokiego DAS28 – brak kwalifikacji, co dodatkowo utrudniło mi uczulenie, które pojawiło się po zejściu z leków. Na mojej skórze pojawiły się zaczerwienienia, świąd a ja potrafię drapać się do krwi (patrz zdjęcia poniżej). Lekarze stwierdzili, że trzeba je wyciszyć, więc dali mi lek odczuleniowy. Pobrałem go 4 tygodnie – chuja dał.

W kwietniu miałem być trzeci raz na hospitalizacji. Mieli dzwonić. I dzwonili w trakcie mojej pracy.. Nie mogłem odebrać z racji spotkania z klientem. Chciałem oddzwonić. Chuj. Nie mogłem, bo numer z którego do mnie dzwoniono był tylko na połączenia wychodzące. Cyrk! Takim sposobem straciłem możliwość kolejnej hospitalizacji. Czy dzwoniłem na rejestrację? Oczywiście! Problem tylko w tym, że kurwa NIKT NIE ODBIERAŁ!

Tym sposobem doszliśmy do połowy kwietnia. Covid-19 szaleje. Piszę do lekarki z Instytutu co dalej, bo nie chcę zostać na lodzie. Opisałem całą sytuację z uczuleniem, własnym (fatalnym) samopoczuciem i tym, że mam możliwość, aby się zaszczepić. Lekarka mi mówi, abym wrócił do leczenia, z którego zszedłem (MTX + sterydy) i postarał się wyciszyć uczulenie. O biologii nie ma mowy, bo (tu cytat) „Jeśli uczulenie się dalej utrzymuje to trochę strach Pana kwalifikować do leczenia biologicznego”.  Podsumowując: przebadali, pokłuli, „zrentgenowali”, wyjebali leczenie w kosmos co spowodowało, że czuję się fatalnie i walczę z jakimś uczuleniowym gównem, a teraz dodatkowo powiedzieli abym jednak wrócił do starego leczenia, i wtedy zobaczymy. Zajebiście! Co do szczepionki to jak uda się wyciszyć uczulenie, to powinienem zaszczepić się chociaż jedną dawką.

W międzyczasie (bo jestem przezorny i zaczęło mnie to wszystko wkurwiać) skonsultowałem się prywatnie z drugim reumatologiem. Jakież było jego zdziwienie, gdy pokazałem mu wyniki badań z kwalifikacji – nie mógł się nadziwić, dlaczego przy tak chujowych wynikach DAS 28 nie dostałem biologii. Podsumował to słowami: „dla mnie coś tu jest nie tak,  to wszystko jest bardzo dziwne”. Niestety ponieważ konsultacja była w formie teleporady (dziękujemy Ci za to jebany Covidzie!) to mój reumatolog nie mógł mnie obejrzeć na żywo, aby zobaczyć zmiany uczuleniowe. Na podstawie jednak wcześniej wysłanych zdjęć i mojego opisu, kazał szybko zrobić roentgen płuc, aby wykluczyć ew. sarkoidozę, która daje podobne zmiany na skórze, dodatkowo zajmując płuca.

Był to czas przedmajówkowy więc trudno mi było gdziekolwiek, w krótkim czasie, umówić się na roentgen. Zrobiłem go od razu po majówce. Na szczęście płuca mam czyste. Lekarz powiedział mi szczerze, że będąc bez leków to najlepszy moment by się zaszczepić, albowiem leki immunosupresyjne nie będą powodowały utrudnienia w tworzeniu przeciwciał. Trzeba było jednak zdiagnozować czy to nie sarkoidoza. Na szczęście nie. Umówiłem się z nim już na kolejną wizytę, aby dowiedzieć się w końcu czy mogę się zaszczepić.

Dodatkowo, w ramach własnego zdrowego rozsądku i pomocy znajomych (dzięki A. za pomoc!) skonsultowałem się z dwoma dermatologami. Pierwszą lekarką była znajoma mojej znajomej, która mogła ze mną porozmawiać wyłącznie w formie online’owej. Zrobiła wywiad, popatrzyła na zmiany na mojej skórze (na podstawie zdjęć), jednak nie mogła zbyt wiele pomóc. Wskazała pewne kierunki, w których powinienem pójść, aby właściwie ustalić diagnozę. Rzeczowa, sympatyczna dziewczyna. Za jej radą umówiłem się z dermatologiem stacjonarnie.

I tu turbo cyrk. Mam umówioną wizytę. Wchodzę do gabinetu, opowiadam co mi jest, rozbieram się, pokazuję zmiany skórne, a babka robi mi 40 min. wykład na temat diety roślinnej, wysyła na testy nietolerancji pokarmowej (koszt od 450 do 1600 za jeden!) i do alergeologa. Dodatkowo, w ramach prywatnej wypowiedzi wyraża się dość sceptycznie na temat szczepionki przeciw koronawirusowi, zalecając abym prędzej uzbroił się w amantadynę. Plus taki, że przepisała mi pewne leki, z których część mogę wykupić bez recepty. Na pytanie skąd uczulenie? Może być wynikiem nietolerancji na pewne produkty spożywcze, ale ponieważ choruje na RZS to nie można być pewnym na 100%. Zajebiście. Wydane kolejne pieniądze a 100% odpowiedzi brak.

I jestem w tym miejscu, w którym jestem. Wkurwiony, obolały, bez leków, bez szczepionki. Nie wiem czy mam się szczepić, bo jestem w zaostrzeniu czy wrócić do starego leczenia, i po poprawie ustawiać się na „zaszczyk”. Nie otrzymałem (mimo wydanych ok.600 zł) jasnej odpowiedzi co powoduje uczulenie, które nie daje mi spokoju od połowy stycznia. Nie wiem jednym słowem co dalej.

Ustawiłem się na kolejną wizytę z moim reumatologiem, bo nic innego mi nie pozostało. Zobaczymy co zaleci. W ciągu 8 mscy od momentu kiedy przez infekcję zmieniłem leczenie i starałem się o biologię poleciała mi już lewa ręka (palec wskazujący odgiął się na lewo na stałe) a bóle, które mam powodują, że czasami nie mogę samodzielnie pójść do toalety. Dziękuje temu tam na górze, że mam przyjaciół i bardzo wyrozumiałą partnerkę. Inna pewnie już dawno kopnęła by mnie w dupę.

Co mogę więcej dodać?

Bardzo mnie boli. Tak się nie da kurwa normalnie żyć.

Pomóż mi pisać lepiej. Oceń ten wpis SłabyPrzeciętnyŚredniCiekawyBardzo ciekawy (17 oddanych głosów. Średnia ocena: 4,65 )

Loading...