Witam wszystkich.
Dwa miesiące temu postawiono diagnozę RZS.Leżałam w szpitalu,nie umiałam chodzić na lewą nogę,kolano tak spuchło i tak bolało,że myślałam że oszaleje.Kiedy usłyszałam diagnozę,nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia,czułam się dobrze nic mnie już nie bolało ogólnie nowe życie.Gdy lekarka mówiła że ta choroba ma rzuty,że nie da się jej wyleczyć,że w pszyszłości może mnie czekać wózek itd słuchałam,ale jakby to wszystko nie dotyczyło mnie.Wyszłam ze szpitala,posiedziałam dwa tygodnie jeszcze na chorobowym i pełna szczęścia wróciłam do pracy.Było całkiem ok.Po trzech tygodniach pewnego dnia obudziłam się rano i nie wstałam już z łóżka,kręgosłup tak bolał,że wyłam z bólu,nie potrafiłam wstać ubrać się umyć zębów,bo nie umiałam utrzymać w dłoni szczoteczki do zębów.Kolejny pobyt w szpitalu,kroplówki leczenie sterydowe...Po 16 dniach wyszłam ze szpitala,ale już nie ma we mnie tej radości.Dziś znów byłam na oddziele od trzech dni temperatura,powiększone węzły chłonne i ból głowy makabryczny.Nie ogarniam tego,tęsknie za dawnym życiem,za pracą,za tym co tak bardzo kochałam,a teraz tego zabrakło.Lekarka powiedziała,że do końca roku mogę zapomnieć o powrocie do pracy...