Czasem słońce, czasem deszcz

Pogoda zmienną jest :-)No i nam się wszystko poplątało. Wczoraj niby było ładnie, choć trochę wietrznie, a dzisiaj już spadł deszcz i pogoda jest mocno w kratkę. Jeszcze na moje stawy to się nie przełożyło, choć noc znowu była dla mnie ciężka. Wczoraj cały dzień chodziłem strasznie senny. Dzisiaj jest już o wiele lepiej, bo przespałem 6,5h. Mogę normalnie funkcjonować. Co ciekawe, wczoraj leżąc i czekając na sen, wpadło mi do głowy pewne pytanie: „Jak przyjąłem chorobę, gdy się o niej dowiedziałem?„.  Mieliście kiedyś takie przemyślenia? Moim pierwszym uczuciem, było oczywiście mocne niedowierzanie. Nie do końca, albo nawet w ogóle nie zdawałem sobie sprawy z tego czym jest reumatoidalne zapalenie stawów. I  w sumie nie dziwne, skoro nigdy wcześniej nie miałem styczności z ta chorobą. Wiedziałem tylko, że ma to związek z moimi stawami, bólem i opuchliznami. Nie miałem pojęcia, że jest to choroba na całe życie i tak naprawdę byłem kompletnie nieuświadomiony, jeśli chodzi o to, jak moje życie miałoby dalej wyglądać. Myślałem, że wezmę środek przeciwbólowy, albo jakiś inny lek „na katar” i będę miał święty spokój.

Przekonałem się, że w cale tak nie jest, kiedy w czasie sesji egzaminacyjnej na I roku studiów, w dzień egzaminu nie mogłem się podnieść z łóżka. Byłem przerażony. Autentycznie przerażony i wystraszony, że nie mogę ruszać nogami, rękoma, palcami rąk. Byłem przerażony opuchliznami i tym, że nie mogę się podnieść z łóżka. Tak prozaiczna czynność, którą każdy wykonuje tysiące razy, była dla mnie czynnością nie do wykonania. To było pierwsze zaostrzenie, w czasie którego bardzo boleśnie odczułem czym de facto jest RZS. Powykręcało mnie we wszystkie strony.

Wtedy zacząłem zadawać sobie pytania o istotę choroby i zdawać sobie sprawę z tego, że to jednak nie jest taka błaha sprawa, jak mi się wcześniej wydawało. Bo wiecie jak to jest z nastolatkami, można im mówić wiele rzeczy, ale oni i tak będą wiedzieli swoje. Ze mną nie było inaczej.

Lekarze mówili jedno, ale ja myślałem co innego. Miałem ważniejsze sprawy na głowie niż przejmowanie się jakąś tam chorobą. Jest bo jest. Oprócz tego, że coś mnie tam pobolewało zawsze, nie miałem większego pojęcia o tym co może się ze mną dziać w czasie zaostrzenia. Ten pierwszy atak (a w zasadzie drugi) choroby, pozwolił mi tak naprawdę przejrzeć na oczy. I w tym nieszczęściu, miałem dużo szczęścia bo w wówczas zacząłem myśleć o chorobie w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym. Uzmysłowiłem sobie, że ona mnie jednak dotyczy.

A jak to u Was wyglądało?