Dziwny 2020 rok minął bezpowrotnie . Nastąpiła zmiana daty. Wraz z nią część z nas robi własne podsumowania, snuje plany na kolejny rok, wprowadza nowe postanowienia, które mają choć odrobinę zmienić na lepsze nasze życie. Bez wątpienia ostatnie dwanaście miesięcy na długo zapadnie nam w pamięć, co nie oznacza że 2021 rok będzie mniej ciekawy. Z pewnością nie będzie. U mnie już nie jest.
Jak byłem młodszy, to każdy Nowy Rok był dla mnie takim magicznym okresem, który zwiastował tzw. nowy początek. Mogłem wtedy podsumować to co mi się udało i nie udało, zrobić „twardy reset” i zacząć pewne rzeczy od nowa. Teraz, gdy jestem trochę starszy (ale tylko trochę 🙂 ), patrzę na to wszystko o wiele bardziej pragmatycznie. 1 stycznia to po prostu kolejny dzień, w którym możemy podjąć decyzję, że chcemy zrobić dla siebie coś dobrego. Nie lepszy niż 2 stycznia, 4 kwietnia, 21 października czy 7 grudnia. Nie chodzi tu bowiem o samą datę, tylko naszą chęć do tego, by coś w swoim życiu zmienić.
Wydaje mi się, że 2020 rok dał nam idealny pretekst do tego, by się nad pewnymi rzeczami zastanowić. To był przecież czas, w którym pandemia odwróciła wszystko do góry nogami. Nadała priorytet rzeczom, których do tej pory nie dostrzegaliśmy. Wprowadziła zmiany, które dla nas stały się po jakimś czasie nową rzeczywistością.
2020 rok – jednak dobry dla mnie
Abstrahując od tej całej pandemicznej zawieruchy 2020 rok był dla mnie osobiście dobrym rokiem. Dlaczego? Choćby z poniższych powodów:
- ani ja, ani moi najbliżsi (rodzice, partnerka) nie zachorowaliśmy na Covid-19
- żaden z moich znajomych nie przeszedł ciężko Covid- 19 (czytaj: nie wylądował w szpitalu, pod respiratorem)
- nie straciłem pracy z powodu lockdownu, a moja firma dalej pracuje na pełnych obrotach
- rozpocząłem naukę tego, czego zawsze chciałem – grafiki komputerowej, która pozwoli mi na rozszerzenie moich kwalifikacji. Prawie 30 tys. wyświetleń i 12 tys. pobrań moich grafik z portalu Pixabay.com (bazy ponad 2 mln grafik) potwierdza, że idę we właściwym kierunku,
- potwierdziliście, że chcecie by blog dalej funkcjonował, i że jest Wam potrzebny do wymiany wiedzy i wsparcia w walce z RZS,
- spędziłem świetny tydzień ze swoją partnerką na Mazurach (nigdy tam nie byłem),
- trafiłem na reumatologa, który mam nadzieję, wyprowadzi mnie na prostą i pozwoli znowu być silniejszym fizycznie i psychicznie,
- rozpocząłem bliższą współpracę ze Stowarzyszeniem „3majmy się razem”, w którym jest wiele bardzo fajnych i zaangażowanych, w sprawy reumatyków, osób,
- jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że życie jest „tu i teraz” oraz że mamy ogromny wpływ na to jak ono wygląda, mimo przeciwności losu,
Mam świadomość tego, że moja sytuacja jest o wiele lepsza aniżeli będzie za 5, 10, 15 czy 20 lat. Czuję upływający czas, postępującą chorobę, rozwijającą się powoli niepełnosprawność (choćby po swoich dłoniach). Doświadczam zmienności świata, którą najbardziej mogliśmy wszyscy dostrzec w 2020 roku.
Czy jestem optymistą? Tak. Ale nie od urodzenia. Nauczyłem się być optymistą starając się jednocześnie twardo stąpać po ziemi. Cenne lekcje dali mi rodzice, choroba i samo życie. Tysiące sytuacji, które mnie łamały, irytowały i wkurzały. Momenty, które dawały szczęście, skłaniały do refleksji i tego by się zatrzymać, i pomyśleć, co się ważnego wokół mnie dzieje. Bo są rzeczy, które zawsze nas w życiu będą zaskakiwać i uczyć czegoś nowego o świecie i sobie samych.
2021 rok zaczynamy od szpitala
Dla przykładu 2021 rok rozpoczynam niespodziewanie od hospitalizacji, na którą zostałem zaproszony przed samym Sylwestrem. 8 stycznia mam się z własnym asortymentem stawić w Instytucie Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji na badania i kwalifikację do leczenia biologicznego. Czekałem na to dwa miesiące. Czy się cieszę? No jasne! Czy mam wątpliwości? Od groma. Dlaczego? Po pierwsze, Instytut jest w części przerobiony na szpital covidowy. Druga rzecz, prowadzone są tam wymazy osób niezdiagnozowanych z objawami. Po trzecie, kilkukrotnie podobno dochodziło do zakażeń pacjentów Insytutu, w wyniku uchybień związanych z utrzymaniem rygoru sanitarnego. Po czwarte – nie wiem, co z tego wszystkiego wyjdzie.
Mimo to jednak decyduję się, aby pójść, zrobić pełną diagnostykę i wiedzieć na czym stoję. Jeśli mam tam być nawet miesiąc – będę miesiąc. Byle porobić sobie wszystkie badania, wiedzieć w jakiej kondycji jest mój organizm, jakie zmiany poczyniła choroba i jak ma wyglądać SKUTECZNE leczenie RZS-u w moim przypadku. Dodatkowo zależy mi by jak najszybciej zejść ze sterydów, na których jestem już od ponad 2 miesięcy. Przy okazji, jeśli ktoś z Was będzie leżał na oddziale w tym czasie – zawsze można się zgadać na kawkę 😉 Oczywiście mój cały pobyt i badania opiszę Wam w kolejnym wpisie.

Leflunomid (Arava) – leczenie i jego skutki
Z plusów mogę śmiało wymienić to, że nie jestem tak zmulony jak po Methotrexacie. Nie muszę też łykać tych wielkich piguł od Salazopiryny EN. Kolor moczu z seledynowego (po salazopirynie) wrócił do normy. Poza tym (oprócz sterydów i osłony na żołądek) przyjmuje tylko jedną tabletkę dziennie – a nie cztery jak w przypadku „Salzy”.
Ze skutków ubocznych, przez pierwsze dwa dni bolała mnie głowa. Widać było również zmianę konsystencji stolca. Ominęły mnie jednak sensacje żołądkowe i biegunka, jaka najczęściej się podobno pojawia. Nie mam też żadnych plam na skórze, wysypek ani wykwitów. Poza tym tyle.
Trochę się rozpisałem, dlatego kończę i przy okazji życzę Wam wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Dużo zdrowia, radości, szczęścia i przede wszystkim odwagi do podejmowania zmian w swoim życiu. Niech moc będzie z Wami!
Pozwól mi pisać lepiej! Oceń ten wpis
Witaj 🙂 przede wszystkim chciałabym Ci również życzyć dużo zdrowia w tym Nowym Roku i optymizmu, którego jak widzę Ci nie brakuje . Trochę zazdroszczę. Mnie choroba już strasznie męczy . Objawy mam dopiero od roku…reumatolog leczy mnie na RZS , biorę Metotab raz w tyg. 20mg od 7 miesięcy,
osłonę na zoladek, leflunomid(Arava) raz dziennie 20mg od miesiąca, od 11 miesięcy jestem dzień w dzień na lekach nlpz , dwa razy już brałam sterydy po których moja waga szalała a nie przyniosły efektu . Obecnie leczenie nie daje efektów, mam obrzęki dłoni, stóp i przenosi się stan zapalny już na inne stawy. Podobnie jak Ty ten rok rozpoczynam diagnostyką w Szpitalu Reumatologicznym w Ustroniu . Czy się boję? Nie, po mimo tego, że panuje Covid. Robię to dla siebie , swojego zdrowia, samopoczucia i przede wszystkim moich dzieci i męża. To jest szansa na właściwą diagnozę i prawidłowe leczenie. Chciałabym wrócić do „żywych” 😉 wiedzieć na czym stoję i z czym przyszło mi walczyć.( Kurczę, przecież dopiero mam 30tke na karku nie ?!) Choroba mnie ogranicza i jeszcze ciężko mi to zaakceptować. Mimo to wierzę, że w końcu coś się zmieni. Możliwe, że ten rok będzie przełomowy . Marzę, by wrócić do pracy po urlopie wychowawczym i to jest moje postanowienie na ten rok 🙂
Małymi krokami do przodu…
Powodzenia w szpitalu ! Będę trzymać kciuki !
Cześć Ann – wszystko przychodzi z czasem. Akceptacja (lub tolerancja) i chłodne podejście do pewnych rzeczy również. Najważniejsze, że chcesz wiedzieć co Ci jest i wprowadzić zmiany, które pozwolą na skuteczne leczenie Twojej choroby. Ważne, że robisz to dla siebie i dla swojej rodziny. I o to chodzi. Życzę Ci siły, zdrowia, radości i przede wszystkim tego, abyś jak najszybciej wróciła „do żywych” i robiła to co lubisz, i kochasz. Stay strong! Również trzymam za Ciebie kciuki 🙂
Dziękuję bardzo 🙂